Izba Wojskowa SN nie uwzględniła zażaleń obrony na przedłużenie aresztów wobec kpt. Olgierda C., ppor. Łukasza B., chor. Andrzeja O., plut. Tomasza B. oraz starszych szeregowych Damiana L. i Jacka J. Sprawa siódmego, st. szeregowego Roberta B., którego akta nie dotarły do SN na czas, będzie rozpatrzona w innym terminie. Według SN, prokuratura uprawdopodobniła, że podejrzani popełnili zarzucane im czyny, istnieje też z ich strony obawa matactwa, wynikająca z zagrożenia surową karą. Żołnierze z bielskiego batalionu desantowo-szturmowego zostali aresztowani w listopadzie 2007 r. W lutym Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie przedłużył im areszty do 13 maja. Tę decyzję zaskarżyli obrońcy, wnosząc o umożliwienie ich klientom odpowiadania z wolnej stopy. Jak podkreślali, wobec wojskowych - zamiast aresztu - właściwsze byłoby zastosowanie tzw. nieizolacyjnych środków zapobiegawczych. Chodzi np. o poręczenie majątkowe lub tzw. poręczenie osób godnych zaufania - zgłosili się m.in. twórca GROM gen. Sławomir Petelicki, dowódca Wojsk Lądowych gen. Waldemar Skrzypczak oraz - jak podkreślił w rozmowie z PAP mec. Tomasz Krzyżanowski - ok. 200 wojskowych z bielskiej jednostki i ok. 300 żołnierzy z Międzyrzecza. Mecenasi wskazywali także na możliwość dozoru przełożonego, połączonego z zakazem opuszczania kraju. Sąd nie podzielił ich argumentacji. Jak ujawnił sędzia w ustnym uzasadnieniu decyzji dotyczącej kpt. Olgierda C., dowódcy bazy Wazi-Khwa - w chwili otrzymania informacji, że jedna z trzech miejscowości, których miało dotyczyć wykonywanie zadania, jest ostrzeliwana - dowódca mówił: "wymazać z mapy". "W późniejszych wyjaśnieniach podejrzany próbuje minimalizować wydźwięk tej wypowiedzi, tym niemniej (...) nie może ona zostać pominięta" - powiedział sędzia. Podkreślił, że Olgierd C. "podejmował szereg działań zmierzających do zafałszowania rzeczywistego obrazu wydarzeń, jakie miały miejsce". W uzasadnieniu rozstrzygnięcia dotyczącego st. szer. Damiana L. sędzia poinformował, że w czasie przesłuchania L. potwierdził, że strzelał z karabinu w kierunku wioski i trafił w jeden z usytuowanych tam budynków. Jak podkreślił sąd, m.in. z zeznań świadków wynika, że w tamtym czasie "nie istniały żadne, absolutnie żadne zdarzenia, które dawałyby podstawy do użycia broni". Według świadka, L. na pytanie jednego z żołnierzy, czy nie widzi, że w wiosce są ludzie, miał powiedzieć: "właśnie do nich strzelamy". Sędzia podał, że według co najmniej trzech świadków "pociski z broni układały się za uciekającą kobietą". L. miał też uczestniczyć w "wypracowywaniu" późniejszej wersji zdarzenia. Sąd, w uzasadnieniu decyzji dotyczącej plut. Tomasza B., podał, że zeznania żołnierzy obecnych na miejscu zdarzenia, ale nie uczestniczących w działaniach bojowych, świadczą, iż zachowanie podejrzanego, który regulował namiary strzału moździerzowego, "spełniało warunki działania, które można nazwać >>wstrzeliwaniem się w cel