Córka Lecha Kaczyńskiego, która uczestniczyła w uroczystościach pogrzebowych Anny Walentynowicz w Gdańsku, podkreśliła w rozmowie z dziennikarzami, że jest wstrząśnięta czwartkową wypowiedzią prokuratora generalnego w Sejmie, że przyczyną nieprawidłowej identyfikacji dwóch ekshumowanych w ubiegłym tygodniu ciał ofiar katastrofy smoleńskiej było nietrafne ich rozpoznanie przez członków rodzin. "Jestem wstrząśnięta tym, co się dzieje" - Miałam okazję przeczytać wypowiedzi rodzin, o których wspominał pan Seremet i wynika z nich jasno, że pan Seremet mija się z prawdą - jestem wstrząśnięta tym, co się dzieje. (...) Na miejscu pana Seremeta podałabym się do dymisji - powiedziała Kaczyńska. Zdaniem Kaczyńskiej także marszałek Ewa Kopacz - w kwietniu 2010 r. minister zdrowia - powinna podać się do dymisji. - Pani Ewa Kopacz idzie w zaparte: najpierw powiedziała, że nasi lekarze ramię w ramię uczestniczyli w sekcjach zwłok; potem się okazało, że tych sekcji nie przeprowadzono tak, jak należy - teraz okazuje się, że była w Smoleńsku, w Moskwie, tylko po to, by wspierać rodziny i tłumaczy wszystko emocjami. Jak można się tak zachowywać będąc urzędnikiem państwowym: ministrem zdrowia, w tej chwili marszałkiem Sejmu; gdyby miała trochę honoru powinna podać się do dymisji - mówiła Kaczyńska. Przeprosiny nie zostały przyjęte Pytana, czy przyjmuje przeprosiny premiera Donalda Tuska skierowane do rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, Kaczyńska powiedziała: "Nie jestem w stanie przyjąć jakichkolwiek słów pana premiera w sytuacji, w której przepraszając, jednocześnie w sposób skandaliczny i obrzydliwy insynuuje różne rzeczy pod adresem mojego świętej pamięci ojca". Marta Kaczyńska powiedziała dziennikarzom, że przyjechała na uroczystości pogrzebowe Anny Walentynowicz po to, by oddać hołd "osobie niesłychanie zasłużonej dla Solidarności, niepokornej, osobie, która przyczyniła się do obalenia komunizmu. - Jestem tu także po to, by wyrazić swoją solidarność ze wszystkimi rodzinami, które były zmuszone w tej chwili za sprawą polityków i różnych urzędników przeżywać okropny koszmar - zaznaczyła. "Kłamała w dalszym ciągu tak, jak kłamała przed Sejmem" Do czwartkowych wyjaśnień marszałek Sejmu odniósł się także Andrzej Melak, brat Stefana Melaka, prezesa Komitetu Katyńskiego, który także zginął w katastrofie smoleńskiej. - Nie wytłumaczyła się absolutnie - kłamała w dalszym ciągu tak, jak kłamała przed Sejmem i Senatem, przed całym światem, gdy mówiła, że polscy specjaliści brali udział w sekcjach zwłok - powiedział w piątek dziennikarzom w Gdańsku Melak, który uczestniczył w uroczystościach pogrzebowych Anny Walentynowicz. - Pan Arabski (szef kancelarii premiera) i pani Kopacz, jako przedstawiciele rządu, bo tak ich traktowaliśmy jako przedstawicieli rządu Rzeczypospolitej a nie pilotów wycieczek, wprowadzili nas w błąd. Myśleliśmy, że siła państwa polskiego jest za nami, a oni nas bezczelnie okłamywali, że lekarze i prokuratorzy (polscy) uczestniczyli przy sekcjach zwłok. To było kłamstwo - powiedział Melak. Melak podkreślił, że choć zidentyfikował w Moskwie ciało swojego brata, to domaga się jego ekshumacji. Wyjaśnił, że jest kilka różnic w dokumentacji rosyjskiej.-"Brat miał 172 cm, a w protokole jest podany jako osobnik, który ma 195 cm wzrostu; brat był otyły - a podano "z lekką otyłością"; podane są też uszkodzenia twarzy, których ja, dotykając go, nie widziałem - wyjaśnił. Melak dodał, że wniosek o ekshumację ciała złożył ponad półtora roku temu w wojskowej prokuraturze. Jak twierdzi nie ma odpowiedzi. Dodał też, że nie był przy zamykaniu trumny. Zamieniono ciała W ubiegłym tygodniu prokuratorzy wojskowi przeprowadzili w Gdańsku i Warszawie ekshumacje dwóch ofiar katastrofy smoleńskiej: Anny Walentynowicz i - według informacji medialnych - Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej. Powodem ekshumacji były wątpliwości rodziny Walentynowicz oraz Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, czy ciała obu kobiet nie zostały ze sobą zamienione. Badania genetyczne jednoznacznie wskazały, że tak się stało.