"Byli wspaniałymi rodzicami, myślę, że im więcej czasu mija, tym bardziej zdaje sobie sprawę, jak byli wyjątkowymi ludźmi, jak bardzo otwartymi na innych, jak bardzo empatycznymi, jak bardzo ich brakuje w tej chwili" - mówiła Marta Kaczyńska. Jak przyznała, 10 kwietnia 2010 r. zamknął się dla niej pewien rozdział. "Ja do tej pory, i myślę, że zawsze już tak będzie, dzielę swoje życie na czas do momentu śmierci moich rodziców i później" - przyznała. "To są jakby dwa zupełnie różne życia - nieprzystające do siebie zupełnie" - podkreśliła Kaczyńska. "Nigdy nie przestanie mi ich brakować, a z upływem czasu coraz bardziej doceniam, jak wspaniałymi byli ludźmi i ile im zawdzięczam" - mówiła o swoich rodzicach córka pary prezydenckiej. Odnosząc się do pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej, Kaczyńska mówiła, że "niewątpliwie pomnik na placu Piłsudskiego kończy pewien etap". "Kończy etap marszów, które były organizowane po mszach odprawianych każdego dziesiątego miesiąca i myślę, że stanowi piękne zwieńczenie tej wieloletniej, społecznej, oddolnej inicjatywy i w sposób godny upamiętni ofiary katastrofy w samym sercu Warszawy" - oceniła. Pytana, czy - jej zdaniem - rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej "dowiedzą się", co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku, Kaczyńska powiedziała: "Wierzę, że dowiem się ja, a może dowiedzą się dopiero moje córki". "Na pewno w tej chwili czynione są ustalania, aby sprawa katastrofy została wyjaśniona i nie sądzę, żeby dobrze było wyznaczać tej sprawie jakiekolwiek terminy" - zaznaczyła. "Myślę, że trzeba uzbroić się w cierpliwość i ufać badaniom przeprowadzonym przez naukowców. W tej chwili mamy do czynienia z gronem międzynarodowych ekspertów i mam ogromne zaufanie do ich pracy i cierpliwie czekam" - podkreśliła. 10 kwietnia 2010 r. o godz. 8.41 samolot Tu-154M z delegacją udającą się na obchody 70-lecia zbrodni katyńskiej rozbił się pod Smoleńskiem. Zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński wraz z małżonką, wielu wysokich rangą urzędników państwowych i dowódców wojskowych.