Córka zmarłej tragicznie pary prezydenckiej przywołuje wypowiedź Bartoszewskiego z wywiadu dla "Die Welt": "Jeśli ktoś się bał, to nie Niemców. Gdy niemiecki oficer widział mnie na ulicy i nie miał rozkazu aresztowania mnie, niczego nie musiałem się obawiać. Ale gdy sąsiad-Polak zauważył, iż kupiłem więcej chleba niż zwykle, wtedy musiałem się bać". Marta Kaczyńska przyznaje, że jest tymi słowami zszokowana i tłumaczy: "Nie twierdzę wcale, że mamy być wobec siebie jako narodu całkowicie bezkrytyczni. Zbyt wiele niesprawiedliwości i cierpienia zaznała jednak Polska i zbyt wielu Polaków zasłużyło się bohaterstwem i odwagą, które w dzisiejszych czasach trudno sobie wyobrazić, by w sposób świadomy przyzwalać na przeinaczanie historii". "Wypowiedzi profesora, bohatera z czasów II wojny światowej, z pewnością są także za zachodnia granicą postrzegane jako opiniotwórcze. Co po przeczytaniu wywiadu w "Die Welt" myślą młodzi Niemcy, którzy znają naszą trudną przeszłość tylko z opowieści? Jak po tej lekturze postrzegać będą Polaków? Jako naród kolaborantów, donosicieli? Ludzi nie potrafiących ze sobą współdziałać nawet w najtrudniejszym czasie?" - pyta Kaczyńska. Córka zmarłej pary prezydenckiej zastanawia się także, co powodowało Władysławem Bartoszewskim, że wyraził taką opinię. "Muszę zakładać, że opisaną w mediach rozmową profesor Bartoszewski za wszelką cenę chciał dążyć do jeszcze większego zbliżenia naszego kraju z Niemcami. Co innego miało nim powodować? Oto naoczny świadek drugiej wojny światowej przyznaje, że tak naprawdę w czasach okupacji trwogę budził nie niemiecki mundur, lecz znajomy polski język. Co z tego wynika? Hitlerowskie Niemcy nie były takie złe? Żołnierze niemieccy okazali się być dla profesora bliżsi niż rodacy? Za udzielanie pomocy Żydom karali Niemcy czy Polacy? Nie rozumiem." Na koniec Kaczyńska niepokoi się o konsekwencje wywiadu dla "Die Welt": "Profesor Bartoszewski jest osobą publiczną, pełniącą niezwykle prestiżową funkcję. Jako obywatel chciałabym by podobne, niezwykle oryginalne zwierzenia padały co najwyżej w granicach naszego kraju. Obawiam się, że w przeciwnym razie lata pracy wykonanej na rzecz poprawy polsko-izraelskich stosunków mogą zostać zaprzepaszczone, a zachodnim poprawnym historykom łatwiej będzie kolejnym pokoleniom opowiadać o tragedii "wypędzonych" w oderwaniu od okrutnej, ale prawdziwej genezy tego zjawiska" - podsumowuje.