Oglądaj transmisję z obrad komisji śledczej Transmisja jest aktywna podczas trwania posiedzeń komisji. Transmisje realizowane są w standardzie RealAudio/RealVideo. Do ich oglądania (słuchania) niezbędny jest program RealPlayer Kamiński rozpoczął dzisiejsze przesłuchanie od swobodnej wypowiedzi o kulisach afery hazardowej. Według Kamińskiego, CBA zainteresowało się biznesmenem z branży hazardowej Ryszardem Sobiesiakiem, bo istnieje podejrzenie jego udziału w "bardzo poważnych przestępstwach korupcyjnych". - U źródeł zainteresowania Centralnego Biura Antykorupcyjnego ustawą hazardową jest tak naprawdę osoba Ryszarda Sobiesiaka. (...) Kim jest Ryszard Sobiesiak? Otóż człowiek ten na początku lat 90. związał się z branżą hazardową, stał się współwłaścicielem, właścicielem głównym firmy hazardowej Golden Play, która odgrywa istotną rolę na rynku automatów do gier, czyli tzw. jednorękich bandytów - powiedział Kamiński. CBA interesowało się Sobiesiakiem Zaznaczył, że Urząd Ochrony Państwa zaczął interesować się Sobiesiakiem w połowie lat 90. i był on wtedy podejrzewany o "pranie brudnych pieniędzy i korupcję". W drugiej połowie lat 90. interesowała się nim policja w związku z jego "intensywnymi" kontaktami z zorganizowanymi grupami przestępczymi. Kamiński dodał, że "wymiar sprawiedliwości "dopadł" Sobiesiaka w 2005 roku", kiedy został on skazany za przestępstwa korupcyjne. Kamiński relacjonował dalej, że CBA zainteresowało się Sobiesiakiem ze względu na podejrzenie udziału w "bardzo poważnych przestępstwach korupcyjnych". "Sprawy, w których Ryszard Sobiesiak był rozpracowywany przez CBA, nie są znane opinii publicznej do tej pory" - powiedział i dodał, że "musi przy tym być bardzo oszczędny w słowach". Jak zaznaczył, CBA zaczęło się interesować się Sobiesiakiem w lipcu 2008 roku i bardzo szybko okazało się, że ma on niezwykle rozbudowane kontakty wśród funkcjonariuszy publicznych. - Można powiedzieć, że Ryszard Sobiesiak jest przyjacielem wszystkich. Od prostych urzędników w gminie do ministrów i wicepremierów naszego rządu. Wśród jego przyjaciół są posłowie, ministrowie, burmistrzowie, radni, ale też wysokiej rangi policjanci, prokuratorzy, w tym prokuratorzy Prokuratury Krajowej - powiedział Kamiński. Szok dla branży hazardowej Były szef CBA powiedział, że 18 lipca 2008 roku pojawiły się pierwsze interesujące rozmowy Ryszarda Sobiesiaka wskazujące na jego zainteresowanie rządowymi pracami nad nowelizacją ustawy o grach losowych i zakładach wzajemnych w związku z wprowadzeniem do projektu dopłat do gier na automatach. Świadek przypomniał, że założenia do ustawy hazardowej zostały wypracowane w marcu 2008 roku, a ich istotą miało być wprowadzenie dopłat m.in. od gier na automatach. Jednak - jak dodał - wskutek braku zainteresowania takimi zmianami ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, wiceminister finansów Jacek Kapica 20 maja 2008 przesyła pierwszy projekt ustawy, który nie zawiera dopłat. Kamiński zaznaczył, że w międzyczasie Drzewiecki zmienił zdanie i 17 lipca 2008 na posiedzenie komitetu Rady Ministrów zostaje skierowana wersja projektu ustawy zawierająca zapisy o dopłatach. - Wydaje się, że ten moment jest szokujący dla branży hazardowej, i chyba nie tylko dla branży hazardowej, sądząc po nieco nerwowej i spóźnionej reakcji ministra Szejnfelda (wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda), który już po zakończeniu komitetu przesłał swoje uwagi kwestionujące dopłaty - powiedział. Kamiński relacjonował, że 18 lipca przyjaciel Sobiesiaka Jan Kosek (również biznesmen z branży hazardowej) spotyka się z wiceministrem finansów Jackiem Kapicą, gdzie dowiaduje się, że w projekcie są dopłaty i stało się tak w wyniku wniosku, który złożył minister sportu. Jak zaznaczył, Sobiesiak i Kosek "są w szoku". - Nie chcą wierzyć, że Mirosław Drzewiecki złożył taki wniosek. Padają słowa, że "musimy wyprostować Mirka, że musimy natychmiast spotkać się z Mirkiem i ze Zbyszkiem" - dodał Kamiński. Według relacji byłego szefa CBA 1 sierpnia Sobiesiak i Kosek spotykają się bezpośrednio z ówczesnym szefem klubu PO Zbigniewem Chlebowskim. Dzień wcześniej biznesmeni mieli zaś się spotkać z Drzewieckim. Na tym spotkaniu, według Kamińskiego, Drzewiecki miał im tłumaczyć, że też jest trochę zaskoczony sytuacją, że to nie on, tylko jego zastępca najprawdopodobniej wysłał pismo z wnioskiem o dopłaty. - Panowie ustalają, że niezbędne jest spotkanie z Grzegorzem Schetyną. W rozmowie z 2 sierpnia padają znamienne słowa, że "co innego Grzesiek mówi, gdy się spotykaliśmy w domu, a co innego oni teraz robią i jak to jest" - zaznaczył. Następnie, jak powiedział Kamiński, Sobiesiak wielokrotnie dzwonił do Schetyny, ale wicepremier nie odbierał telefonu. - Zaniepokojony dzwoni do Drzewieckiego, ten uspokaja go, mówi, że wicepremier jest teraz na plaży w Bułgarii, ale wie, że Sobiesiak będzie do niego dzwonił, żeby spokojnie zadzwonił wieczorem - dodał. Wówczas, według Kamińskiego, Sobiesiak uznaje, że może lepiej będzie, jeśli Drzewiecki przekaże Schetynie, że oczekuje, że "urzędnicy będą się słuchać Zbyszka i żeby Grzesiek im to powiedział, że mają się słuchać we wszystkim Zbyszka, bo w tym momencie się jeszcze nie słuchają". To miał być test Kamiński powiedział, że w lipcu 2009 roku zdecydował o interwencji u premiera Donalda Tuska w sprawie prac nad projektem zmian w ustawie hazardowej. - Wiedziałem, że będzie to test w naszych relacjach - dodał. - Mając świadomość tego, co dzieje się wokół ustawy hazardowej, jakie są kulisy podejmowania decyzji przez ministra Mirosława Drzewieckiego, po analizie sytuacji, uznałem, że dłużej nie mogę czekać i muszę spowodować, by plan ludzi od jednorękich bandytów nie powiódł się - mówił Kamiński w swojej swobodnej wypowiedzi przed komisją. Dlatego - jak podkreślił - w lipcu 2009 roku podjął decyzję, że "musi interweniować w tej sprawie u premiera". - Nie można było pogodzić się z sytuacją, gdy faceci od jednorękich bandytów będą silniejsi niż państwo polskie. Musiałem wtedy wkroczyć i podjąłem decyzję, by interweniować u premiera, aby przedstawić mu sytuację i by spowodować, aby pierwotne założenia ustawy (zawierające zapisy o dopłatach od automatów do gry - red.) zostały przywrócone - zaznaczył były szef CBA. Jak dodał, wiedział, że "sprawa nie będzie łatwa", ponieważ "dotyczy polityków ugrupowania rządowego, członków rządu, z najbliższego otoczenia premiera Tuska". - Wiedziałem, że będzie to test w naszych relacjach i że będzie to test, czy Donald Tusk jest przywódcą państwa polskiego, czy politykiem, który wybierze obronę małych partyjnych interesów - ocenił Kamiński. - Wiedziałem, że będzie to decyzja ryzykowna, ale musiałem ją podjąć i podjąłem - dodał. Jak powiedział Kamiński, miał świadomość, że "jeśli Donald Tusk nie przejdzie testu na przywództwo, to cena, jaką zapłacą on i jego współpracownicy, będzie wysoka". - Poleciłem przygotowanie premierowi analizy sytuacji; poprosiłem, by w niej zawarte były fragmenty źródłowego materiału operacyjnego, by premier wiedział, że nie jesteśmy gołosłowni - tłumaczył były szef Biura. Kodeks karny będzie miał zastosowanie Kamiński zapewnił komisję, że podczas spotkania z premierem Donaldem Tuskiem 14 sierpnia 2009 roku powiedział szefowi rządu, że ówczesny minister sportu Mirosław Drzewiecki i ówczesny szef klubu PO Zbigniew Chlebowski uczestniczyli w nielegalnych działaniach lobbingowych w pracach nad zmianami w tzw. ustawie hazardowej. - Podkreśliłem bardzo mocno w tej rozmowie z premierem, że do zmiany w ustawie doszło w wyniku nielegalnych działań lobbingowych, w których uczestniczył Mirosław Drzewiecki i Zbigniew Chlebowski - mówił Kamiński. Zaznaczył, że powiedział premierowi, iż nie ma najmniejszych wątpliwości, co do roli tych dwóch polityków, którzy są "w pełni dyspozycyjni, w pełni powiązani z lobby hazardowym, lobby ludzi ze świata jednorękich bandytów". Jak mówił, w przypadku Chlebowskiego "być może chodzi o wieloletnią współpracę i wieloletnią ochronę na terenie parlamentu interesów lobby hazardowego". Kamiński powiedział, że apelował i prosił premiera, aby osobiście podjął działania zabezpieczające prace nad zmianami w ustawie hazardowej, co - jak mówił - umożliwiłoby przywrócenie wcześniejszego kształtu projektu (czyli zapisów o dopłatach), a tym samym wpływ do budżetu państwa 500 mln zł. Relacjonował, że w trakcie rozmowy z premierem kilkakrotnie podkreślał, że szef rządu może to uczynić, nie ujawniając roli CBA w tej sprawie, a np. odwołując się do jawnego pisma ministra Drzewieckiego w sprawie dopłat. - Powiedziałem, że z punktu widzenia CBA sprawą fundamentalną jest to, żeby Ryszard Sobiesiak i inni figuranci nie dowiedzieli się, że są pod kontrolą operacyjną CBA - powiedział. Mówił, że podczas spotkania premier zapytał go, jak ocenia pod kątem prawno-karnym zachowania polityków w tej sprawie. Kamiński podkreślił, że wówczas użył słów: "Kodeks karny będzie miał zastosowanie". Jak podkreślił, powiedział wtedy także Tuskowi, że zlecił przygotowanie analizy prawno-karnej zachowań poszczególnych osób wymienionych w piśmie z 12 sierpnia (skierowanym do premiera). Dodał, że w tym piśmie również znajduje się sformułowanie, że taka analiza będzie przez CBA sporządzona. - Ani razu w rozmowie z premierem nie mówiłem, że są to zachowania nieetyczne (...). Mamy tutaj do czynienia z działaniami nielegalnymi i bezprawnymi, o tym mówiłem - zaznaczył. Relacjonował, że w trakcie rozmowy z premierem zrozumiał, że Tusk zwrócił się do Ministerstwa Finansów o przygotowanie pełnej informacji na temat przebiegu prac legislacyjnych dotyczących ustawy hazardowej. - Premier powiedział ponadto - była to dla mnie bardzo ważna deklaracja - że w związku z tą sytuacją uważa, że na branżę hazardową należy nałożyć większe nawet obciążenia podatkowe niż pierwotnie zakładał to projekt ustawy - mówił Kamiński. Zaznaczył, że premier powiedział też, że jest zwolennikiem zwiększenia monopolu państwa na rynku hazardowym i zwiększenia roli Totalizatora Sportowego. Wtedy - jak mówił Kamiński - powiedział Tuskowi, że nie ma dla niego dobrych informacji, gdyż trwają "intensywne zabiegi Mirosław Drzewickiego, jego asystenta Marcina Rosoła, żeby do władz Totalizatora wprowadzić córkę pana Sobiesiaka, Magdalenę". Kamiński relacjonował, że premier poprosił go wówczas o przygotowanie w najbliższym czasie informacji na temat sytuacji w Totalizatorze. Kamiński mówił, że w rozmowie z premierem zwrócił mu także uwagę, że należy wyjaśnić zachowania także trzech innych osób w tej sprawie: wiceministra gospodarki Adama Szejfelda, wiceministra finansów Jacka Kapicy oraz ministra spraw wewnętrznych i administracji Grzegorza Schetyny. Jak mówił, korespondencja Szejfelda i mnożenie na piśmie kolejnych wątpliwości co do dopłat, tak bardzo odpowiadało branży hazardowej, że "należy wyjaśnić, dlaczego to czynił z taką konsekwencją". - Zasugerowałem premierowi, mówiąc szczerze kierując się intuicją, ale to wymaga sprawdzenia i jest to możliwe - czy nie były to działania podejmowane w wyniku inspiracji Zbigniewa Chlebowskiego - mówił. Według Kamińskiego rozmowa dotyczyła także ewentualnego zastraszenia wiceministra finansów Jacka Kapicy (który w resorcie finansów pilotował prace na projektem zmian w ustawie hazardowej). - Nie wiedziałem, czy do tego doszło, czy nie. Wiedziałem, że były takie plany zastraszenia, czy zaszantażowania ministra Kapicy, być może groźby utraty stanowiska - zaznaczył. Nie miałem odpowiedzi Kamiński powiedział, że od 14 sierpnia 2009 roku nie miał żadnej informacji od premiera Donalda Tuska o jakichkolwiek jego działaniach w sprawie afery hazardowej. W tej sytuacji, 11 września wysłał do premiera kolejne pismo, w którym zawarte były trzy rekomendacje dla szefa rządu. Dotyczyły one kontynuacji prac nad zmianami w ustawie hazardowej zmierzającymi do wprowadzenia dopłat, wyjaśnienia wszystkich okoliczności nagłej zmiany stanowiska ws. dopłat ministra sportu Mirosława Drzewieckiego oraz ustalenie zakresu odpowiedzialności i wyciągnięcie konsekwencji wobec osób podległych premierowi w związku z ich zakulisowymi działaniami podczas prac nad ustawą. Kamiński powiedział, że pismo zostało wysłane z adnotacją do rąk własnych i złożone bezpośrednio w sekretariacie premiera. Dodatkowo 10 września Kamiński - jak relacjonował - miał spotkać w Sejmie szefa kolegium ds. służb specjalnych Jacka Cichockiego, którego poinformował o przecieku ze spotkania u premiera 14 sierpnia oraz o piśmie, które ma zamiar wysłać w dniu następnym i prosił, aby Cichocki przekazał to Donaldowi Tuskowi. Kamiński wyjaśnił, że 11 września dodatkowo zadzwonił do Cichockiego i poinformował, że w nawiązaniu do rozmowy wysłał pismo do premiera i prosi o poinformowanie o tym szefa rządu. Sam zaś został poinformowany przez Cichockiego, że premier też wysłał do niego pismo. Szef rządu prosił w nim, jak dodał Kamiński, aby szef CBA do 10 października przekazał mu analizę karno - prawną zachowań osób opisanych w analizie z 12 sierpnia ws. afery hazardowej. W swoim piśmie z 11 września Kamiński miał też prosić premiera o możliwość bezpośredniego spotkania nt. przecieku i ewentualnych działań rządu ws. nieprawidłowości wokół prac nad nowelizacją ustawy hazardowej. Jak dodał, nie dostał jednak "żadnej informacji zwrotnej". Z kolei 15 września Kamiński - jak mówił - otrzymał pismo z prokuratury okręgowej w Rzeszowie, że jest wezwany w charakterze podejrzanego i prokuratura zamierza mu postawić zarzuty. - Byłem kompletnie zszokowany tą informacją (...). Zarzuty uważam za całkowicie nieuzasadnione i absurdalne, wręcz bezprawne - zaznaczył. Dlatego - relacjonował - gdy 16 września uczestniczył w posiedzeniu rządowego kolegium ds. służb specjalnych, postanowił wykorzystać je do rozmowy z premierem. Doszło do niej po zakończeniu prac kolegium. Premier, według Kamińskiego, miał poruszyć dwie kwestie, m.in. pisma z prokuratury ws. zarzutów wobec szefa CBA. - Premier oczywiście mówił, że nie wie co to jest za sprawa; zlecił swoim prawnikom, by przygotowali mu opinię prawną, jakie konsekwencje dla mnie to będzie miało; on niczego nie przesądza - relacjonował. Kamiński poinformował, że wtedy zadał premierowi wprost pytanie, czy te zarzuty to odpowiedź rządu na pisma, jakie składał premierowi (w sprawie afery hazardowej). - Premier absolutnie zaprzeczył - oświadczył. Dodał, że zapytał premiera o pismo z 11 września 2009. Jak mówi, Tusk mu odpowiedział: "Nie czytałem pisma(...) w związku z czym nie mamy o czym rozmawiać". - Na tym skończyło się nasze spotkanie - podkreślił.