Artur Wróblewski, Interia: Kogo można obwołać zwycięzcą wczorajszej debaty, która straciła na znaczeniu kilka minut po zakończeniu? Przewrotnie można stwierdzić, że to Jarosław Gowin zapunktował najbardziej. Profesor Marek Migalski: - Taka debata, jakie wybory... Rzeczywiście można powiedzieć, że największym wygranym jest Jarosław Gowin. Natomiast największym przegranym wczorajszego wieczoru jest Andrzej Duda, który prawdopodobnie o tym, że nie zostanie wybrany 10 maja, dowiedział się chwilę po zakończeniu debaty, bo chyba nie był zaangażowany, ani nawet nie był poinformowany o rozmowach toczonych w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej. - Co do merytorycznej oceny samej debaty, to jej przebieg w żadnym stopniu nie wpłynął na nastroje społeczne. Na pewno też nie wpłynął na wybory, ponieważ wybory, pod które debata została zorganizowana, nie odbędą się. Jeśli miałbym oceniać uczestników, to moim zdaniem debatę wygrał Paweł Tanajno. Wiem, że brzmi to bardzo dziwnie, ale on jako jedyny przebił się przez nowomowę. Tanajno od początku do końca skutecznie i konsekwentnie realizował strategię odcinania się od całej reszty polityków, wybijania się na samodzielny głos. W moim przekonaniu to on jest zwycięzcą debaty. - Z kandydatów - powiedziałbym - poważnych, to dobrze zaprezentowali się Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia. Zwłaszcza kandydat ludowców, który skoncentrował na sobie nie tylko uwagę widzów, ale również prezydenta Dudy. Poprawnie wypadli Krzysztof Bosak i Robert Biedroń, natomiast absolutnie poniżej oczekiwań Małgorzata Kidawa-Błońska i Andrzej Duda. W przypadku prezydenta byłem całkowicie zaskoczony, ponieważ Duda - oprócz ostatniej wypowiedzi - zamiast odpowiadać do kamery, jak to powinno robić się w czasie debaty, uśmiechał się i rozmawiał z redaktorem Michałem Adamczykiem czy innymi uczestnikami. W moim przekonaniu kompletnie przespał te 70 minut debaty. Jak przesunięcie terminu wyborów może wpłynąć na pozycję Dudy? Prezydent zwycięstwo w wyborach miał właściwie w kieszeni. Do wczoraj. - Tak rzeczywiście było. Potwierdzam, że wszystkie sondaże wskazywały, że gdyby wybory miały się odbyć w najbliższą niedzielę, to Duda wygrałby je prawdopodobnie już w pierwszej turze. Czy na przesunięciu terminu wyborów będzie tracił? Tak, oczywiście będzie tracił. I to podwójnie, w dwojakim znaczeniu. Po pierwsze, dla wszystkich jest oczywiste, że wraz z problemami ekonomicznymi, rozwijającymi się w związku z koronawirusem, będą się pogarszać nastroje społeczne i zacznie się rozliczanie obozu władzy. Wiedzą to zarówno zwolennicy Dudy, jak i jego przeciwnicy, że największą szansą na reelekcję prezydenta były wybory wczesnomajowe. Natomiast jeżeli te wybory mają się odbyć w czerwcu, a mówi się nawet i o terminie lipcowym, to w naturalny sposób nastroje społeczne będą się pogarszać, co odbije się na notowaniach Dudy. - Drugi aspekt jest następujący. Środowe wydarzenia pokazały, że obóz władzy to "Gang Olsena" udający ekipę z filmu "Ocean's Eleven", który przegrał z rzeczywistością, opozycją i Jarosławem Gowinem. Tego typu dekodowanie potęgi Jarosława Kaczyńskiego jako lidera obozu władzy jest dla prezesa PiS niszczące. - Lubię przypominać, że w poprzedniej kadencji tylko przez jeden moment notowania Platformy Obywatelskiej - na chwilę zresztą - przeskoczyły notowania PiS. To było w sytuacji słynnego unijnego głosowania 27:1. Wtedy okazało się, że wszechmoc Kaczyńskiego jest tylko mitem. Tutaj jest podobnie. Wczorajsza sytuacja pokazała, że Kaczyński nie jest geniuszem, tylko się zakiwał. De facto obóz PiS jest pierwszą od 30 lat formacją, która przy dużym prawdopodobieństwie wygrania wyborów prezydenckich przez swojego kandydata, uniemożliwia te wybory przez takie kombinacje prawne, że nawet sama uznaje przeprowadzenie głosowania za niemożliwe. Złamano poczucie wyborców, że Kaczyński może wszystko. - Jest jeszcze trzeci element, który może negatywnie wpłynąć na notowania Dudy. Nowe wybory są bowiem szansą na nowe otwarcie dla Platformy Obywatelskiej. Mówiąc krótko - na wymianę kandydata. Biorąc nawet pod uwagę mizerne jak dotąd poparcie dla Kidawy-Błońskiej, czy jednak Platforma Obywatelska nie ma za mało czasu na wymianę kandydata? - Wszyscy to widzą, że kandydatka Platformy Obywatelskiej się w tych wyborach nie sprawdziła. Kidawa-Błońska ma wiele zalet, ale obecny czas eksponuje raczej jej wady, niż przymioty. Zajmowanie przez nią czwartego, a czasem nawet i piątego miejsca w sondażach, jest katastrofą nie tylko dla Kidawy-Błońskiej, ale również dla jej formacji politycznej. Przypomnę, że ta formacja jeszcze pół roku temu dostała 28 procent głosów w wyborach parlamentarnych. Nowe wybory prezydenckie są szansą na wymianę tej kandydatki, co oczywiście dla Dudy jest pewnym problemem. Dlaczego? Mówiąc bardzo brutalnie, każdy nowy kandydat wyznaczony przez Platformę Obywatelską, czy to będzie Radosław Sikorski, Rafał Trzaskowski, Jacek Jaśkowiak czy ktokolwiek inny, będzie poważniejszym konkurentem dla Dudy, niż była nim przez ostatnie tygodnie Kidawa-Błońska. Zdążą? Nowe wybory to przecież kwestia nawet kilku tygodni. - A wymiana kandydata to kwestia kilku godzin. Muszą to zrobić szybko. Jeżeli Platforma Obywatelska tego nie zrobi, to zasługuje na los Unii Wolności z 2000 roku, kiedy to partia ta nie wystawiła swojego kandydata w wyborach prezydenckich, a rok później zniknęła ze sceny politycznej. O wyborze nowego kandydata Platformy Obywatelskiej mogą zdecydować demokratyczne prawybory, jak zrobiono to wcześniej, ale partia może też podjąć taką decyzję w ciągu kilku godzin na posiedzeniu zarządu. Przepisy statutowe Platformy Obywatelskiej nie wymagają bowiem przeprowadzenia prawyborów prezydenckich. Oni naprawdę mogą to zrobić bardzo szybko. Nawet jeśli chcieliby zorganizować prawybory, to mogą to zrobić w trzy dni. Platforma Obywatelska nie tylko może wymienić kandydata, ale nawet musi to zrobić, żeby pozostać w grze i przy okazji nie tylko nie utopić wyborów prezydenckich, ale też i całej partii. Z dużym przekonaniem mówi pan profesor o wymianie kandydata Platformy Obywatelskiej... - Nie mam żadnych zakulisowych informacji na ten temat i nie wiem, jakie mają plany. Jeżeli jednak tego nie zrobią, to po prostu przestaną istnieć. To zresztą widać było w ostatnich sondażach, gdzie niskie notowania Kidawy-Błońskiej zaczęły przekładać się na niskie notowania Platformy Obywatelskiej. Nie sądzę, że będą chcieli "popełnić rozszerzone samobójstwo" poprzez utrzymanie Kidawy-Błońskiej jako kandydatki w wyborach. Zresztą mam wrażenie, że ona sama by tego chciała. Wygląda na wyczerpaną, poirytowaną, a nawet zamęczoną kampanią. Myślę, że Kidawa-Błońska z ulgą przyjęłaby przekazanie pałeczki innemu kandydatowi. Który z pozostałych kandydatów ma szansę najlepiej wykorzystać dodatkowy czas na poprawę notowań? - W obecnej kampanii, która właśnie nam się wczoraj zakończyła, najlepiej swój czas wykorzystywali Kosiniak-Kamysz i Hołownia. Dużo zyskiwali i wymieniali się na miejscu wicelidera za Dudą, w ostatnich sondażach prawie zawsze dystansując Kidawę-Błońską i Biedronia. Wśród nich upatrywałbym kandydata, który może powalczyć o poprawę notowań. Oczywiście może być jednak tak, że restart pozwoli na nowo odnaleźć się w kampanii Biedroniowi, który do tej pory prezentuje się tak samo słabo, jak Kidawa-Błońska, i miał zdecydowanie niższe notowania, niż Lewica pół roku temu w wyborach parlamentarnych. Wydaje mi się jednak, że druga kampania rozegra się pomiędzy nowym kandydatem Platformy Obywatelskiej, Kosiniakiem-Kamyszem a Hołownią. Ten pojedynek będzie wyrównany.