w radiowych "Sygnałach Dnia" ujawnił tylko, że na niekorzyść zadziałały m.in. jego postawa w czasie podróży do USA i "nadmierne żądania finansowe". - Chodzi o arcynieprofesjonalną wizytę w Stanach Zjednoczonych, która nam bardzo zaszkodziła i która doprowadziła ministra Sikorskiego do stanu bardzo wysokiego zdenerwowania i wielkiej niechęci do naszego największego sojusznika - wyjaśniał premier. W brak profesjonalizmu Sikorskiego nie wierzy jednak . - Jeśli chodzi o wizytę Sikorskiego w Stanach Zjednoczonych w grudniu 2005 roku, kiedy to stronie amerykańskiej zostały postawione daleko idące warunki dotyczące współpracy, miałem świadomość, że te warunki nie są do osiągnięcia przez Polskę. Ale wybraliśmy taką taktykę postępowania w negocjacjach, bo chcieliśmy przyspieszyć modernizację polskiej armii - tłumaczy "Dziennikowi" były premier. Marcinkiewicz zdradza dalej, że kiedy Lech Kaczyński objął urząd, "zmodernizował te warunki i odstąpił od wielu z nich". Były premier zapewnia, że Sikorski nie mógł zachować się nieprofesjonalnie. - Z tego co wiem, na Oxfordzie tego nie uczą - ironizuje. I podkreśla, że wybór ministra spraw zagranicznych należy do prezesa Rady Ministrów, a nie do prezydenta. Lech Kaczyński zapowiedział, że przekaże kandydatowi na premiera tajne informacje na temat Sikorskiego. - On postąpi, jak zechce - deklarował prezydent w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". Podkreślił, że kandydatury takie jak ta "nie sprzyjają współpracy prezydenta z rządem". O tajnych hakach na Sikorskiego nie chciał mówić prezydencki minister Michał Kamiński. - Informacje, którymi prezydent zamierza się podzielić z przyszłym premierem, mają charakter tajny. I ja o nich nie wiem, bo nie mam prawa o nich wiedzieć - wyjaśniał.