W związku z ostatnimi wypowiedziami prezydenta Rosji Władimira Putina, dotyczącymi genezy wybuchu II wojny światowej, w piątek ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew został wezwany pilnie do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Przydacz podczas sobotniego briefingu poinformował, że strona polska z oburzeniem przyjęła wypowiedzi prezydenta Rosji, stąd "po kilku innych reakcjach, także poprzez noty protestacyjne postanowiono wezwać rosyjskiego ambasadora, by przedstawić mu oficjalny sprzeciw wobec tego typu twierdzeń". "Twierdzeń szkalujących polską historię, insynuujących wydarzenia, które nie miały miejsca i które godzą w dobre imię Polski i Polaków, szczególnie tych poległych na frontach II wojny światowej" - tłumaczył. Skąd takie twierdzenia Putina? Przydacz powiedział, że resort zastanawia się, skąd mogły się wziąć takie stwierdzenia strony rosyjskiej. "Przychodzą nam tu na myśl oczywiście kwestie wewnętrzne jak i zewnętrzne" - powiedział. Zwrócił uwagę, na ostatnie niepowodzenia Rosji na arenie międzynarodowej: sankcje nałożone na Nord Stream2, niepowodzenie w próbie unifikacji Rosji z Białorusią, czy sukces prezydenta Ukrainy w ramach formatu normandzkiego. "Na potrzeby wewnętrzne podkręcana jest ta fałszywa narracja historyczna, na którą my się w oczywisty sposób nie możemy zgodzić. W związku z tym reagujemy i będziemy reagować za każdym razem kiedy polskie imię będzie szkalowane" - powiedział wiceszef polskiego MSZ Marcin Przydacz. Wiceszef MSZ zwrócił uwagę, że ta "próba reinterpretacji polityki historycznej" dotyka też inne państwa, np. Francję, czy Czechy. "Wszystko to pokazuje, że gdzieś tam na Kremlu tworzy się jakaś wielka frustracja wynikająca z niepowodzeń na niwie międzynarodowej, ale również na niwie krajowej" - mówił. "Świat odpowiedział jednoznacznie i bardzo pozytywnie" Na szczęście - jak zaznaczył - świat odpowiedział "jednoznacznie i bardzo pozytywnie" na wypowiedzi strony rosyjskiej. Przywołał tu oświadczenie szefa Komitetu Żydów Amerykańskich (AJC) Davida Harrisa, który krytycznie odniósł się do słów Putina. Przydacz dodał, że ambasador Andriejew został przyjęty w piątek przez dyrektora departamentu wschodniego w MSZ i zostało mu przedstawione polskie stanowisko w tej sprawie. "Zgodnie z praktyką dyplomatyczną ambasador przedstawił swoje stanowisko, jednocześnie zobowiązał się do przedstawienia polskiego stanowiska do swojego ministerstwa spraw zagranicznych w Moskwie" - powiedział minister. Wiceszef MSZ pytany przez dziennikarzy o możliwy dalszy ciąg tej sprawy odpowiedział, że obecnie oczekiwana jest odpowiedź strony rosyjskiej. "Dobrą praktyką dyplomatyczną jest, ażeby strona przyjmująca nasz apel, czy nasze stanowisko, w krótkiej perspektywie czasu odpowiedziała swoimi twierdzeniami. Niestety, doświadczenie akurat z Federacją Rosyjską pokazuje, że nie zawsze do tej dobrej praktyki świata cywilizowanego, zachodniego, tutaj udaje się doprowadzić" - mówił. "Spodziewam się, że strona rosyjska się ustosunkuje, natomiast praktyka była taka, że te apele pozostawały głuche" - dodał. "Rytualna wymiana stanowisk" Dopytywany o przebieg piątkowego spotkania w MSZ z ambasadorem Andriejewem, wiceminister odpowiedział, że "przebiegało w normalnej procedurze dyplomatycznej". Zaznaczył też, że sprzeciw władz Polski wobec wypowiedzi przedstawicieli najwyższych władz Federacji Rosyjskiej został przez stronę rosyjską przyjęty i zostanie on przez nią przekazany do centrali. "To spotkanie nie było przesadnie długie, tak żeby móc dokonać pewnej egzegezy historycznej stanowisk. To jest raczej rytualna wymiana stanowisk" - mówił Przydacz. Andriejew w wypowiedzi dla agencji TASS oświadczył, że w piątek odbył spotkanie z szefem departamentu wschodniego Janem Hofmoklem. "Rozmowa była trudna, ale poprawna" - dodał. Ambasador odniósł się w swej wypowiedzi do piątkowej depeszy PAP, gdzie zacytowana była wypowiedź wiceministra Przydacza, który zaznaczył, że "w trakcie rozmowy przekazano w imieniu polskich władz stanowczy sprzeciw wobec insynuacji historycznych, których dopuścili się kilkukrotnie w ciągu ostatnich dni przedstawiciele najwyższych władz Federacji Rosyjskich, w tym, w szczególności, prezydent Władimir Putin, jak również przewodniczący Dumy Państwowej Wiaczesław Wołodin". "Na podstawie informacji opublikowanej przez PAP można by odnieść wrażenie, że wiceminister Przydacz złożył taki protest podczas mojej wizyty w polskim MSZ, a w rzeczywistości nie uczestniczył on w tym spotkaniu" - podkreślił Andriejew. "Jeśli tego rodzaju oświadczenia składał, to odbyło się to poza ramami mojej wizyty w MSZ Polski" - dodał. Rosyjski ambasador zapewnił: "Jeśliby coś podobnego zabrzmiało podczas moich rozmów w MSZ, to wtedy, oczywiście, na te bezpodstawne i obraźliwie wobec mojego kraju i mojego prezydenta słowa byłaby udzielona stosowna odpowiedź". Burza po słowach Putina W ubiegłym tygodniu prezydent Rosji skrytykował wrześniową rezolucję Parlamentu Europejskiego dotyczącą wybuchu II wojny światowej. Putin wyraził m.in. ocenę, że przyczyną II wojny światowej był nie pakt Ribbentrop-Mołotow, a pakt monachijski z 1938 roku. Podkreślił też wykorzystanie przez Polskę układu z Monachium do realizacji roszczeń terytorialnych dotyczących Zaolzia. Przekonywał m.in., że we wrześniu 1939 r. Armia Czerwona w Brześciu nie walczyła z Polakami i w tym kontekście "niczego Polsce Związek Radziecki w istocie nie odbierał". Putin sformułował też zarzuty wobec przedwojennego polskiego ambasadora w Niemczech Józefa Lipskiego, który - według rosyjskiego prezydenta - miał obiecywać postawienie w Warszawie pomnika Hitlerowi, jeśli wysłałby on polskich Żydów na zagładę do Afryki. "Łajdak, antysemicka świnia, inaczej powiedzieć się nie da. W pełni solidaryzował się on (Lipski - red.) z Hitlerem w jego antysemickim nastawieniu i, co więcej, obiecywał wystawić mu w Warszawie pomnik za niegodziwości wobec narodu żydowskiego" - mówił Putin, uczestnicząc w posiedzeniu kolegium kierowniczego resortu obrony Rosji.