Przypomnijmy - materiał Jakuba Szczepańskiego dotyczył warunków w hotelu sejmowym. Marcin Kulasek w rozmowie z Interią zwracał uwagę, że w pokojach nie ma aneksów kuchennych. - W pokoju mogę zrobić sobie jedynie herbatę, poza tym muszę stołować się na mieście (...). To są wszystko koszty. Gdybym chciał sobie zrobić śniadanie, to mam to utrudnione. Nie mogę sobie ani podgrzać parówki, ani usmażyć jajecznicy, bo nie ma gdzie. Proponuję spróbować się utrzymać w Warszawie za 6,5 tys. zł na rękę, plus dieta 2,5 tys. zł - mówił poseł. Przeczytaj cały materiał Jakuba Szczepańskiego Wypowiedź była szeroko cytowana i komentowana. Piątkowy "Fakt" piętnuje: "Pazerny poseł SLD. 'Za 9000 zł nie da się przeżyć!'". "Kolejny żenujący dowód, że wybrańcy narodu nie mają pojęcia o życiu zwykłych Polaków" - czytamy. Do sprawy po raz kolejny odniósł się sam Marcin Kulasek, tym razem na Facebooku. "Niełatwo jest wracać do niemiłych rzeczy, ale przeczytałem wczoraj wieczorem jeszcze raz wywiad ze sobą i zdałem sobie sprawę, że wyszedłem na nadętego buca... Zupełnie nie to miałem na myśli. Jest dokładnie odwrotnie, niż to wyszło z mojej wypowiedzi" - podkreśla polityk. "Jadanie na mieście to jest luksus, zwłaszcza w Warszawie. I na to chciałem zwrócić uwagę: fajnie byłoby, gdybym mógł w hotelu poselskim ugotować sobie obiad czy śniadanie. Chciałem zwrócić uwagę na to, że koszty w Warszawie są wysokie, że ceny w sklepach odstają od realiów, a jedzenie na mieście to luksus, którego ja, mając na uwadze swoją rodzinę, chciałbym uniknąć" - wyjaśnia Kulasek. Na koniec zapowiada wytrwałą pracę w Sejmie. "Zdaję sobie sprawę, że ta wypowiedź będzie się za mną ciągnęła, mam nadzieję, że swoją pracą pokażę, że uczciwie zarabiam na poselską pensję" - czytamy.