Sąd na wniosek obrońcy oskarżonego wyłączył jawność przebiegu procesu z uwagi na ważny interes pokrzywdzonych i oskarżonego. W sądowej sali byli obecni zarówno rodzice zmarłego dziecka, jak i oskarżony. W trakcie przesłuchań podczas śledztwa Paweł D. nie przyznał się do stawianych mu zarzutów i złożył wyjaśnienia. Mężczyźnie grozi do pięciu lat więzienia. Do tragicznego wypadku doszło 12 marca przy popularnej stacji narciarskiej w Białce Tatrzańskiej. Wówczas runęła masywna drewniana brama witająca turystów w kompleksie turystycznym "Bania" przygniatając dwie osoby. Kobieta zmarła na miejscu, a chłopiec w bardzo ciężkim stanie został przetransportowany śmigłowcem do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu. Mimo wysiłków lekarzy nie udało się go uratować. Na etapie śledztwa Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Zakopanem ustalił, że konstrukcja była postawiona nielegalnie, bez wymaganych zezwoleń. Inspektorzy stwierdzili też, że drewniane słupy, podtrzymujące zwieńczenie "witacza", były zbutwiałe. Początkowo nikt nie chciał się przyznać do wzniesienia feralnej konstrukcji. Stała ona bowiem na działkach dwóch właścicieli, ale wzniósł ją i dozorował kto inny. Śledczy ustalili, że to właśnie Paweł D. był osobą odpowiedzialną za utrzymanie w należytym stanie technicznym zawalonej drewnianej konstrukcji.