- Fekalia znalazły się w wodzie. Dopóki wody wkoło jest tyle, zanieczyszczenia zostają rozmyte. Problem pojawi się, jak woda będzie się utrzymywać i zrobi się ciepło - mówi burmistrz Zbigniew Biernat. - Olbrzymi wysiłek strażaków, służb ratowniczych sprawia, że udało się nam obronić sołectwa Podolsze i Smolice. To jest teraz najważniejsze. Ratowanie dobytku. Musieliśmy ewakuować przysiółek Grzebiące w Podolszu. Lustro wody w tej okolicy ma pewnie ponad 150 ha - relacjonuje Zbigniew Biernat. Wody przybywa ciągle po drugiej stronie Skawy, w rejonie Smolic. W tym miejscu bardzo przydałyby się pompy o dużej wydajności. Fala powodziowa unieruchomiła też stację uzdatniania wody w Grodzisku. - Na odcinku kilkudziesięciu metrów woda zerwała brzeg z drogą dojazdową uszkadzając sieć energetyczną zasilającą pompy na ujęciu wody. Obecnie stacja jest nieczynna. W Zatorze, Podolszu i części Smolic woda pitna jest dostępna z sieci wodociągowej z ujęcia wody Zator. Do pozostałych siedmiu sołectw woda dowożona jest beczkowozami - informuje Gminny Zespół Zarządzania Kryzysowego. - Wedle mojej oceny nie ma sensu, by odbudowywać stację uzdatniania w tym miejscu. Nawet średni poziom Skawy jest dla niej zagrożeniem. Od 9 lat zgłaszaliśmy problem zabezpieczenia brzegu rzeki Regionalnemu Zarządowi Gospodarki Wodnej, wojewodzie, ministerstwu, bez rezultatu. Dziś brzeg Skawy znajduje się tuż obok studni - mówi burmistrz Biernat. Straty idą w miliony. - W tym momencie jest za wcześnie, by przeprowadzać jakiekolwiek szacunki. Pewne jest jednak, że przywrócenie pierwotnego stanu infrastruktury pochłonie miliony. Obawiam się, że będą to dziesiątki milionów złotych - ocenia burmistrz Zbigniew Biernat. Lista nieszczęść się nie kończy. W środę wieczorem biuro prasowe wojewody poinformowało o kolejnej, piątej już ofierze powodzi. W Graboszycach (gm. Zator) znaleziono ciało ok. 57-letniego mężczyzny. - Najprawdopodobniej zginął w wyniku powodzi - podejrzewają służby wojewody. Przez powódź doszło też do kolejnego dramatycznego wypadku na moście w Gorzowie, na trasie kolejowej pomiędzy Oświęcimiem a Chełmkiem. 18 maja o godz. 23.33 małżeństwo z Bierunia usiłowało się dostać z Oświęcimia do Chełmka, gdzie zostawili samochód. Przypomnijmy, że dojazd do Oświęcimia z tej strony samochodem jest niemożliwy, ze względu na zalany wiadukt. Małżonkowie szli zatem po torach kolejowych. Na wysokości dwóch trzecich mostu w Gorzowie zostali zaskoczeni przez pędzący ze znaczną prędkością pociąg ekspresowy relacji Kraków - Praga. Uciekać nie było gdzie. Jak relacjonują oświęcimscy policjanci, pęd powietrza pociągnął kobietę w stronę lokomotywy. Odniosła bardzo poważne obrażenia. Karetka nie miała jak dojechać na miejsce. Ranną wniesiono więc do ekspresu i pociągiem dowieziono na stację PKP w Oświęcimiu, gdzie udzielono jej pomocy, a następnie przewieziono do szpitala. - Przebywa na oddziale ortopedycznym. Nie ma bezpośredniego zagrożenia życia - mówi dr Andrzej Jakubowski, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w ZZOZ w Oświęcimiu. PAWEŁ PLINTA pawel.plinta@dziennik.krakow.pl Czytaj również: Straty po powodzi są ogromne Walka o las Chałubińskiego Odzyskali łączność ze światem