Wassermann została zapytana w czwartek w internetowej telewizji wpolsce.pl o niedawną publikację tygodnika "Sieci". Tygodnik podał, że dotarł do nagrania z ostatniego posiedzenia komisji kierowanej przez Jerzego Millera, które odbyło się 25 lipca 2011 r. i poświęcone było przyjęciu raportu końcowego. "Zanim to nastąpi, odbywa się dyskusja nad kilkoma newralgicznymi punktami tego dokumentu" - pisze tygodnik. "Komisja deliberuje nad istnieniem zasady +cichego kokpitu+ (ostatecznie dochodząc do wniosku, że takowa nie istnieje), powinnościami rosyjskich kontrolerów i wieloma innymi kwestiami. Konsensusu brak. Nie byłoby to aż tak niepokojące, gdyby nie fakt, że mówimy nie o starcie działania komisji, lecz jej ostatnim posiedzeniu. Zrezygnowany Miller w pewnym momencie załamuje ręce: +Właściwie możemy zacząć pracę od początku+" - napisał tygodnik. Wassermann powiedziała, że jej zdaniem praca komisji Millera odbywała się na "przerażającym poziomie żenady, niekompetencji, a przede wszystkim kłamstwa". "Ci panowie byli świadomi tego, że spór (...) był arbitralnie przesądzony na potrzeby tego, co decydował MAK, a w żaden sposób nie odnosili się do rzeczywistości" - stwierdziła. Córka Zbigniewa Wassermanna, który zginął w katastrofie smoleńskiej, powiedziała również, że w dniu ogłaszania rodzinom ofiar katastrofy raportu komisji Millera była "przekonana, że ta komisja zrobiła wszystko, co było w ich mocy". "Czuję się ogromnie oszukana przez pana Millera, który po prostu mnie okłamał" - powiedziała. Dodała również, że Miller zapewniał ją, że komisja dołożyła wszelkich starań, aby zbadać katastrofę. "Moja ocena pana ministra Millera, jego postawa i jego przekręcony kręgosłup, to jest coś, co wywołuje u mnie bardzo negatywne odczucia" - powiedziała Wassermann. "Mam nadzieję, że ten człowiek nigdy więcej w Polsce nie będzie pełnił żadnej funkcji, zaś prokuratura, która prowadzi sprawę, oceni to przez pryzmat odpowiednich przepisów" - dodała. Tygodnik pisze też o rozmowie dotyczącej tego, czy dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik w momencie katastrofy był w kabinie pilotów. Niezidentyfikowany głos pyta: "Na jakiej podstawie możemy stwierdzić, że pan generał Błasik był w kabinie?". Członek komisji Maciej Lasek odpowiada: "Na podst... tutaj jest później, jest to dalej...". "To jest dalej, ale ta podstawa jest wątpliwa z przyczyny prostej: każdy z nas wie, jak wygląda Tu-154 i przedział przed wejściem, że tak powiem, do kabiny. Jeżeli ktoś stał na przykład w przejściu, przykładowo, to w momencie uderzenia i jechania, że tak powiem, gwałtownego hamowania, przecież normalną sprawą jest, że jeżeli jestem w korytarzu, to znajdę się natychmiast w części czołowej i wpadnę do kabiny" - kontynuuje osoba, której tożsamości nie ustalono. "Tak, ale zostało wykazane, rozpoznany głos z CVR należący do Błasika. Co prawda nie ma wyjaśnienia, jak został rozpoznany, ale myślę, że tutaj Sławek nam wyjaśnisz, to i ten punkt zostanie wykreślony, bo..." - mówi Lasek. Wassermann stwierdziła, że "Maciej Lasek, Jerzy Miller i pozostali członkowie (komisji) bez zawahania występowali w wybranych przez siebie środkach masowego przekazu i karmili polskie społeczeństwo w sposób świadomy kłamstwem". Odnosząc się do kwestii informacji o rzekomej obecności gen. Błasika w kokpicie powiedziała, że ma "tylko taką nadzieję, że kiedyś uda się nam znaleźć autora tego pomysłu". "Bo nie ma dla mnie wątpliwości dzisiaj żadnych, że to zostało z góry zaplanowane, to znaczy wymyślono jaka będzie przyczyna, wymyślono te tak zwane +wrzutki+, które miały społeczeństwo odpowiednio ukierunkować i to coś ma autora" - powiedziała Wassermann.