RMF: 9 kwietnia wypadały 58. urodziny Pani męża. Czy tego dnia wydawały się to Pani urodziny szczególne, inne od tych pozostałych? Małgorzata Szmajdzińska: Nie, nie, nie... To były najzwyklejsze urodziny. (...) Pogłaskałam go po głowie, coś ciepłego powiedziałam i po prostu poszedł spać. RMF: Jak Pani sobie radzi z życiem bez męża? Małgorzata Szmajdzińska: Oj, proszę pana... To są dwie różne warstwy. Jest organizowanie życia - to jest jedna sprawa, a druga rzecz - to są moje uczucia i emocje. RMF: Pani była jedną z pierwszych bliskich osób ofiar katastrofy, która pojawiła się publicznie. Miała Pani w sobie tyle siły? Małgorzata Szmajdzińska: Tak, trzeciego dnia po katastrofie było spotkanie z Rodzinami w Sejmie (...). Poproszono mnie o rozmowę. Moje dzieci zgodziły się... RMF: Jaki był dla Pani ten rok? Czy to był rok wyłącznie chwil strasznych, ciemnych i ponurych? Czy były takie chwile, które jakoś potrafiły budować Pani nadzieję? Małgorzata Szmajdzińska: Panie redaktorze, to wcale nie rok. Dla mnie to tak, jakby to był miesiąc. Ja zupełnie nie czuję upływu czasu. Dla mnie to jest tak po prostu "pstryk". Może miesiąc temu to się stało, trzy tygodnie temu...