Manowskiej wskazano podczas wywiadu, że wielu sędziów SN i prawników spoza sądu kwestionuje prawidłowość jej wyboru, zarzucając złamanie procedur wyboru kandydatów przez Zgromadzenie Ogólne i brak stosownej uchwały oraz podnosi, że dostała znacznie mniej głosów niż sędzia Wróbel. "Wybór pierwszego prezesa SN jest prerogatywą prezydenta i prezydent go dokonał. Poza tym, jeżeli procedura, a w szczególności brak uchwały, były wadą, to wadliwe były także powołania poprzednich prezesów SN. Bo uchwały w przeszłości też nie były podejmowane" - odpowiada I prezes SN. Podkreśla, że "to ustawa reguluje, że ZOSSN wybiera pięciu kandydatów i że każdy sędzia wybierający ma jeden głos". "W poprzednim stanie prawnym przedstawiano prezydentowi dwóch kandydatów. Prezydent zawsze mógł wybrać kandydata mniejszościowego" - dodała sędzia Manowska. Jak zaznaczyła, zajęła drugie miejsce w tej procedurze. "Gdybym miała ostatnie, pojawiłyby się u mnie pewne wątpliwości wewnętrzne, czy w ogóle kandydować. W tej sytuacji takich wątpliwości nie mam" - podkreśliła Manowska. Pytana, czy nie obawia się, że jej mandat I prezesa będzie podważany, Manowska powiedziała, że nie obawia się takich ataków. Na uwagę, że inny zarzut dotyczy jej bliskich relacji z szefem MS Zbigniewem Ziobrą, którego była zastępcą, I prezes SN powiedziała, że "sędziami SN niejednokrotnie byli ludzie z powiązaniami politycznymi". "Gdy wykonuje się różne funkcje publiczne czy chociażby studiuje prawo, to takie powiązania naturalnie się tworzą. Nawet jeden z pierwszych prezesów SN w czasach po 1989 r. miał wcześniej epizod z Ministerstwem Sprawiedliwości i nie był jedynym sędzią SN z takim epizodem" - podkreśliła. Manowską spytano też o jej relacje natury towarzyskiej z szefem MS. "Nie bywaliśmy z ministrem u siebie na urodzinach" - odpowiedziała. Na pytanie, czy zrezygnowała już z szefowania KRSiP, Manowska podkreśliła, że do odwołania, nawet w przypadku rezygnacji, potrzebna jest opinia KRS i Krajowej Rady Prokuratorów. W związku z tym, podkreśliła, odwołanie nastąpi prawdopodobnie 1 czerwca. "Nie będę brać udziału w debatach politycznych" Manowską spytano także, czym zamierza odróżniać się od prof. Gersdorf, a w czym chce być do niej podobna jako pierwsza prezes. "Nie wiem, jaki styl zarządzania miała pani profesor. Mój na pewno będzie organizacyjno-techniczny, który pozwoli mi czuwać nad wszystkim" - powiedziała. "Na pewno nie będę brać udziału w debatach politycznych, czyli czy rząd ma rację, czy opozycja ma rację. Absolutnie. Będę się wypowiadać w opiniach do aktów legislacyjnych, a zabierać głos publicznie wówczas, gdy debata będzie dotyczyła spraw Sądu Najwyższego i sądów powszechnych. W szczególności, kiedy jakieś wypowiedzi polityków, dziennikarzy będą godziły w autorytet sądów" - zapowiedziała. Manowską pytano, jak ocenia uchwałę trzech izb z 23 stycznia. "Uważam, że w tej uchwale SN przekroczył swoje kompetencje. Zajął się bardziej działalnością prawotwórczą niż wykładnią prawa. Bo jeśli ktoś mówi, że teoretycznie jestem sędzią, ale nie wolno mi orzekać, to nie wiem, czy jestem sędzią, czy nie. Zareagował na to Trybunał Konstytucyjny. Mamy obecnie sytuację dość skomplikowaną, ale rozmawiamy z sędziami, jak wybrnąć z tego impasu" - powiedziała. Kwestia postanowienia TSUE Na pytanie, jak zamierza podejść do zabezpieczenia TSUE, jeśli chodzi o funkcjonowanie Izby Dyscyplinarnej i sprawę sędziego Tulei, Manowska powiedziała, że zamierza "wypełnić postanowienie TSUE w pełnym zakresie, jaki wynika z jego sentencji". "Sprawa sędziego Tulei jest sprawą immunitetową, traktowaną jako karna, a zabezpieczenie dotyczy tylko i wyłącznie spraw dyscyplinarnych. I sprawy dyscyplinarne nie wpływają do Izby Dyscyplinarnej. Natomiast pierwszy prezes nie ma prawa ingerować w sprawy, które zostały już przydzielone sędziom, bo jest to kwestia niezawisłości sędziowskiej. Chyba nikt by nie chciał, aby pierwszy prezes ręcznie sterował, kto jaką sprawę powinien mieć i co z nią zrobić" - powiedziała. Pytana, kto teraz będzie się zajmował sprawami dyscyplinarnymi, odpowiedziała, że na razie - nikt. Kolejne pytanie dotyczyło tego, jak wyobraża sobie relacje z władzą polityczną. Według Manowskiej "nie da się zupełnie od niej odciąć". "Są przecież sprawy budżetowe, socjalne, które zależą od władzy politycznej. Przedstawimy projekt budżetu, który musi być zaakceptowany. Jeśli chodzi o innego rodzaju związki, zamierzam odgrodzić grubym murem Sąd Najwyższy od polityki" - dodała. Więcej w "Rzeczpospolitej".