Patryk Michalski, RMF FM: Do 6-7 maja - do czasu kiedy ustawa wprowadzająca powszechne głosowanie korespondencyjne ma szansę wejść w życie - nie będziemy wiedzieli, w jakiej formule odbędą się wybory prezydenckie. Pani zdecydowała się startować w wyborach ogłoszonych na 10 maja. Co pani zamierza w tej sytuacji zrobić? Małgorzata Kidawa-Błońska: - Mamy zaburzone wybory prezydenckie, bo wybory to nie tylko akt głosowania, ale także kampania, spotkania z ludźmi. Tymczasem żaden z kandydatów nie może robić normalnej kampanii. Ale to jest mniejszy problem. Mamy pandemię, mamy wirusa, mamy sparaliżowane życie naszego kraju i na dodatek PiS postanowił sparaliżować proces wyborczy przez to, że premier nie chce podjąć decyzji o wprowadzeniu stanu klęski żywiołowej, którą już mamy. Wprowadzenie tego stanu spowodowałoby w sposób normalny przełożenie terminu wyborów, nie trzeba byłoby zmieniać ustaw. To wszystko mogło być zrobione normalnie. Ale nie - uparli się, że tego nie zrobią i wprowadzają ustawy, z których jedna wyklucza drugą. - Podpis prezydenta pod tą ustawą (tzw. tarczą antykryzysową 2.0 z przepisem dotyczącym zawieszenia kalendarza wyborczego - red.) oznacza, że wybory 10 maja nie będą mogły się odbyć, a nie wiemy, czy odbędą się metodą korespondencyjną. Poza tym, ta metoda nie jest przygotowana, ani sprawdzona. Jak widzę, w jaki sposób organizowane jest nasze państwo, to nie wierzę, że akurat te wybory będą dobrze zorganizowane. Jest chaos, chaos, chaos, a ze strony premiera brakuje odwagi, żeby ten chaos ukrócić. To wymaga odwagi i powiedzenia prezesowi, że przekłada się wybory. Pani zbierała podpisy poparcia pod swoją kandydaturą na listach, w których jasno było napisane, że chodzi o głosowanie 10 maja... - Jedyna sytuacja, która pozwala, żeby te wybory były dalej kontynuowane w przyszłości, po zakończeniu pandemii, to jest stan klęski żywiołowej, bo on zamraża wszystko na ten czas. To jedyna możliwość, która oznacza, że nie trzeba zbierać podpisów jeszcze raz, nie trzeba zaczynać wszystkiego od początku, tylko spokojnie zająć się tym, co jest najważniejsze: walką z pandemią, walką o miejsca pracy, pomocą dla Polaków, uspokajaniem sytuacji, a później wyborami. Ta kolejna nieprzygotowana ustawa oznacza dla wyborów chaos, odebranie kompetencji Państwowej Komisji Wyborczej. Nie wiem, dlaczego Jacek Sasin ma nagle przeprowadzać wybory, a nie PKW, która jest za to odpowiedzialna. Zrobili taki chaos i taki bałagan, że trudno będzie się wszystkim odnaleźć, a wystarczy jedna decyzja premiera. Co, jeśli wybory odbyłyby się w innym terminie, nie 10 maja, i nie byłaby to konsekwencja wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, a decyzji marszałek Sejmu? Wtedy pani wycofa się z takich wyborów? - Ja się z wyborów nie wycofuję, bo umówiłam się z Polakami, że startuję w normalnych demokratycznych wyborach. Podkreślałam, że 10 maja wybory nie powinny się odbyć, mówiłam to jako pierwsza i okazuje się, że miałam rację. Czekam na racjonalny krok - przełożenie wyborów. To może zrobić premier. Polacy chcą, żeby były wybory i ja w tych wyborach chcę wystartować, ale 10 maja, wszyscy już mówią - nie da się ich zorganizować. A co - jeśli marszałek Sejmu przełoży wybory na 17 maja, na mocy ustawy autorstwa PiS, co budzi wątpliwości konstytucjonalistów? Co pani wtedy zrobi, jeśli uważa pani, że to nie będą prawdziwe wybory? Wystartuje w nich pani? - Powiem tak, ja konsekwentnie walczyłam, żeby tych wyborów nie było 10 maja. Wszyscy mówili, że to wycofywanie się z wyborów. Nie, ja się nie wycofuję, będę tylko dążyła, żeby wybory odbyły się zgodnie z prawem, zgodnie z konstytucją i w terminie bezpiecznym dla Polaków. I w takich wyborach wystartuję. Powiedziała pani, że zawiesza pani kampanię... - Kampanię zawieszam, bo nie agituję za swoją osobą, nie pokazuję swojego programu. Jestem politykiem. O tym, że wybory nie mogą być 10 maja, mogę mówić i nawet powinnam o tym mówić, bo powinnam być odpowiedzialna za Polaków. Jakie ma pani plany na najbliższe dni? Nadal nie zamierza pani prowadzić kampanii, czy bierze pani pod uwagę jakąś formę jej prowadzenia? - Kampanii jako kampanii nie można teraz prowadzić, bo jak? Będę robiła to, co uważam za słuszne. Będę informowała ludzi o tym, jak PiS chce przeprowadzić te wybory, jakie to niesie konsekwencje, gdzie to narusza prawo. Będę o tym wszystkim mówiła i przekonywała Polaków o bezsensowności tej sytuacji, tego chaosu, który wprowadza PiS. Będę mówiła, że premier i Jarosław Kaczyński są odpowiedzialni za to, żeby wybory były zgodne z konstytucją. Oni wprowadzili stan wyjątkowy w naszym kraju, przecież wszystkie obostrzenia działają, tylko z powodu wyborów nie chcą tego formalnie zrobić. A ułatwiłoby im to życie w każdej sytuacji: z egzaminami dla młodzieży, również samorządy dostałyby ułatwienia, wszystko byłoby prostsze. Ale jest upór i wprowadzanie ustaw niezgodnych z prawem, z konstytucją, z regulaminem Sejmu, z dobrymi zasadami. Władysław Kosiniak-Kamysz wyprzedza panią w ostatnich kilku sondażach. We wcześniejszych sondażach to pani była za Andrzejem Dudą. Jak pani to interpretuje? Rozważa pani możliwość wycofania się i poparcie prezesa PSL? - Nie, ja się przede wszystkim nie wycofuję, bo moi wyborcy by tego nie wybaczyli. Ja się nie wycofuję z wyborów, tylko nazywam rzeczy po imieniu. Nie udaję, że to jest normalna kampania i że to są normalne wybory. Uważam, że to jest zbyt poważna sprawa, zbyt poważne są wartości, prawo naszego kraju, żeby akceptować to, co robi PiS. Będę się sprzeciwiała, wierzę, że Polacy to zrozumieją, wybory będą w normalnym czasie i wtedy zobaczymy, jakie będą rezultaty, bo ja o swój wynik jestem spokojna. Rzeczywiście, te wyniki są teraz spłaszczone, ale ja nie robię normalnej kampanii, więc trudno się dziwić, że Polacy tego nie widzą. Patryk Michalski Opracowanie: Adam Zygiel Czytaj na stronie RMF24.pl