We wtorek wieczorem prezydium Sejmu zdecydowało, że najbliższe posiedzenie parlamentu zostanie przerwane w środę i wznowione po wyborach. Uzasadniono to krótką kampanią wyborczą i prośbami posłów, żeby mogli jechać do okręgów. "Nikomu do głowy nie przyszła taka sytuacja, bo nawet w prawie nie jest to zapisane. To jest oczywiste, że Sejm wypełnił swoją rolę, są wybrani przedstawiciele nowego Sejmu i to oni powinni podejmować decyzje. W prawie nie ma takiego zapisu, że po wyborach Sejm (w starym składzie - red.) nie może się zebrać, ale nigdy w historii tego nie było. Nie wierzę w czyste intencje, nie wierzę w tłumaczenie, że jest to po to, żeby posłowie mieli więcej czasu na kampanię" - powiedziała Małgorzata Kidawa-Błońska. Jak dodała, to samo PiS zdecydowało o krótkiej kampanii i nie wierzy w tłumaczenia, że chodzi o dobro posłów. "Ja w to nie wierzę, bo takich rzeczy się nie robi. To znaczy, że PiS ma jakiś ukryty plan: albo nie wierzy pozytywne dla nich wyniki wyborów i chce się zabezpieczyć, albo chce przygotować jeszcze jakąś ustawę, która w normalny sposób nie byłaby w stanie być przegłosowana. Na pewno nie wróży to nic dobrego" - oceniła. Najbliższe, ostatnie w tej kadencji posiedzenie Sejmu rozpocznie się w środę i było planowane do piątku. Zgodnie z harmonogramem, w środę izba ma rozpatrywać wniosek o wotum nieufności wobec ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Głosowania przewidziano na 21.00. Po nich ma zostać przedstawiona m.in. informacja z działalności KRS w roku 2018 oraz RPO o stanie przestrzegania wolności i praw człowieka i obywatela w roku 2018. Zakończenie środowych obrad planowane jest na 1:30 w czwartek.