- To nie jest prawda, że Maleszka miał zniknąć z łamów "Gazety", kiedy sprawa wyszła na jaw jesienią 2001 roku. I to nie jest prawda, że jego praca miała sprowadzać się wyłącznie do tego, że on będzie w domu przesyłane e-mailem teksty redagował. Ale ja o tym wiem, bo wtedy byłem bezpośrednim przełożonym Maleszki, byłem szefem działu publicystyki" - powiedział w niedzielę w TVP Info Aleksander Kaczorowski. Kaczorowski podkreślił, że to była decyzja szefa GW Adama Michnika. - Praktycznie od początku było jasne, że Maleszka zostanie w "Gazecie". To była osobista decyzja Adama Michnika, który przeforsował to wbrew większości redakcji. Ja nie ukrywam, że wtedy byłem tego samego zdania co Michnik, że Maleszka powinien zostać w gazecie. Natomiast problem polega na tym, w jakim charakterze. Bo można różne rzeczy robić (...), a niekoniecznie trzeba być redaktorem w dziale publicystyki, czyli de facto robić to samo co przez ostatnie siedem lat i niekoniecznie trzeba pisać teksty choćby pod pseudonimem - powiedział Kaczorowski. - A taka decyzja jesienią 2001 roku (...) zapadła - Maleszka pozostanie w pracy, będzie nadal redaktorem i będzie nadal publikował w gazecie pod pseudonimem - powiedział Kaczorowski, dodając, że pseudonim pochodził od inicjałów Maleszki i brzmiał "elem". - Taki tekst się ukazał. Tekst Maleszki podpisany tym pseudonimem ukazał się w "Gazecie Świątecznej" z 1-2 czerwca 2002 roku - podkreślił. Maleszka po ujawnieniu jego przeszłości miał więcej nie publikować na łamach dziennika; miał wykonywać pewne prace redakcyjne poza siedzibą GW - o tej decyzji z 2001 roku kierownictwo "Gazety Wyborczej" przypomniało w oświadczeniu z 20 czerwca tego roku, przy okazji przekazania mediom informacji, że tego dnia Maleszka odszedł z redakcji na własne życzenie. - Każdy inaczej pamięta tamte okoliczności. Uważam, że to brzydkie, co zrobił pan Kaczorowski. Jeżeli tak było, że rzeczywiście oni świadomie drukowali jego recenzje - o czym ja w ogóle nie pamiętam - to właśnie pan Kaczorowski za to wówczas odpowiadał. To była jakaś jedna recenzja. (...) Wtedy pan Kaczorowski nie protestował i, o ile wiem nigdy, kiedy odchodził z gazety nie podał tego jako przyczyny odejścia - powiedział zastępca redaktora naczelnego GW Piotr Stasiński. Piotr Pacewicz, zastępca redaktora naczelnego GW, nic nie wie o tej sprawie. - Sam jestem zaskoczony i wolałbym w tej chwili tego nie komentować - podkreślił w TVN24. 23 czerwca TVN wyemitowała dokument o przyjaźni trzech studentów i opozycjonistów - Stanisława Pyjasa, Bronisława Wildsteina oraz Lesława Maleszki, zdemaskowanego później jako b. tajnego współpracownika SB o pseudonimie "Ketman". Pyjas został w 1977 r. śmiertelnie pobity prawdopodobnie przez ludzi SB, Wildstein na fali odwilży Sierpnia 1980 dostał paszport i wyemigrował na Zachód (wrócił do Polski w 1989 r.); Maleszka został publicystą i zastępcą redaktora naczelnego "Gazety Krakowskiej" a później pracował w "Gazecie Wyborczej". W 2001 r. "Tygodnik Powszechny" opublikował obszerne fragmenty pracy magisterskiej o rozpracowywaniu przez SB środowiska Studenckiego Komitetu Solidarności w Krakowie. W tekście jako źródło informacji wymieniano tajnego współpracownika SB o pseudonimie "Ketman". Postać ta pojawiła się też m.in. w materiałach, związanych z inwigilacją przez SB Pyjasa i została skojarzona przez członków SKS z Maleszką. On sam 13 listopada 2001, tekstem w "GW" "Byłem Ketmanem" wyznał, że współpracował z bezpieką i poprosił o wybaczenie "wszystkich, którym wyrządził krzywdę". Po ujawnieniu jego związków z SB szefostwo "GW" odsunęło go od pisania tekstów, ale nie zakończyło z nim współpracy. 20 czerwca 2008 r. gazeta poinformowała, że Maleszka odszedł z niej na własne życzenie. Autorzy filmu wyemitowanego przez TVN rozmawiali m.in. z b. funkcjonariuszami SB, którzy rozpracowywali krakowskich opozycyjnych studentów, z członkiem rodziny Pyjasa, który na niego donosił i bratem Maleszki, który opowiada, że Maleszka nie brał bezpośrednio do ręki pieniędzy za donoszenie na kolegów, ale dostawał je na konto. Z wypowiedzi esbeków i akt esbeckich powstaje obraz Maleszki jako doskonałego i bezwzględnego agenta. Sam Maleszka w filmie tłumaczy, że po pierwszym aresztowaniu zaczął się bać, że zostanie wyrzucony ze studiów i dlatego zdecydował się na współpracę. Prokuratura, która po śmierci Stanisława Pyjasa prowadziła śledztwo, umorzyła sprawę, twierdząc, że Pyjas "spadł ze schodów". Dla przyjaciół i znajomych Pyjasa ta wersja okoliczności jego śmierci była od początku niewiarygodna, bo wiedzieli, że interesowała się nim bezpieka. Śledztwo wznowiono w 1991 r., a potem jeszcze kilkakrotnie podejmowano i umarzano z powodu niemożności wykrycia sprawców. W maju br. pion śledczy krakowskiego oddziału IPN formalnie przejął postępowanie do dalszego prowadzenia. Lesław Maleszka przyznał w wyemitowanym w TVN filmie, że jego donosy mogły mieć "daleki związek" ze śmiercią Stanisława Pyjasa. Zdaniem byłego opozycjonisty związanego ze Studenckim Komitetem Solidarności Ryszardem Terleckim, hipoteza, że Pyjas zginął przez Lesława Maleszkę jest prawdopodobna. - To jedna z tych możliwości, że tajemnica, którą poznał Staszek, była przyczyną jego śmierci, i tą tajemnica było, że Maleszka donosił - mówił Terlecki w "Dzienniku".