"Mała ustawa medialna" już w Sejmie
Nowelizacja ustawy i radiofonii i telewizji autorstwa PiS, nazywana przez polityków tej partii "małą ustawą medialną", jest już w Sejmie. Projekt otrzymał numer druku i został skierowany do pierwszego czytania. Sejm prawdopodobnie zajmie się nim jeszcze dziś. Część opozycji protestuje mówiąc, że jest to "skok" na media publiczne. Głos w sprawie zabrały także m.in. Europejska Unia Nadawców oraz Stowarzyszenie Dziennikarzy Europejskich.
Ustawa przewiduje, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nie będzie już miała wpływu na powoływanie członków rad nadzorczych i zarządów publicznych nadawców. Znika zapis, że zmiana statutu spółek medialnych wymaga zgody KRRiTv. Do czasu pełnej przemiany mediów publicznych w narodowe, rolę Rady przejmie minister skarbu. To on powoła i odwoła członków zarządów i rad nadzorczych.
Zarządy mają być trzyosobowe. Tym samym ustawa likwiduje możliwość przeprowadzania konkursów na te stanowiska, znika też zapis o kadencyjności zarządów i rad nadzorczych. Projekt nie ma vacatio legis - ustawa wejdzie w życie w dniu uchwalenia. Prawo i Sprawiedliwość zapowiada, że jest to pierwszy etap szeroko zakrojonej reformy mediów publicznych. Druga ustawa, przekształcająca je w tzw. Media Narodowe i zmieniająca sposób ich finansowania trafi do Sejmu prawdopodobnie w styczniu.
Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki z PiS wyjaśniał, że szybka praca nad projektem tej ustawy ma uzasadnienie, bo media nie mogą zajmować Polaków "sobą samym", czyli wyłącznie krytykować zmian proponowanych przez PiS. Jak argumentował, media publiczne nie powinny być stroną w sporze, tylko rzetelnie informować.
- PiS chce dokonać skoku na media publiczne - uważa Grzegorz Schetyna z Platformy Obywatelskiej. Jak dodał polityk, to jest "to, co zapowiadał PiS, czyli zawłaszczenie publicznych nadawców". Schetyna zaznaczył, że w nocy prawdopodobnie Sejm będzie debatował, jak włączyć publiczne media do "systemu władzy większości parlamentarnej".
Podobnego zdania jest kolega partyjny Schetyny, Sławomir Neumann. Jego zdaniem ta ustawa dotyczy tylko i wyłącznie jednej rzeczy, czyli wymiany prezesów radia i telewizji. - To jest danie swoim kolesiom stołków (...) a za tymi kolesiami pójdą kolesie-dziennikarze, którzy przez lata usłużnie pisali dla prezesa Kaczyńskiego - podkreślił Neumann. Jak dodał, te osoby będą teraz na łamach publicznych mediów "pisać laurki dla rządu" i "wychwalać pod niebiosa dokonania Jarosława Kaczyńskiego".
Krytycznie do ustawy odniósł się również Ryszard Petru. - PiS chce swojej telewizji publicznej i publicznego radia - ocenił lider Nowoczesnej. Według Petru zapisy ustawy spowodują zagarnięcie mediów publicznych przez Prawo i Sprawiedliwość. Szef Nowoczesnej przekonywał, że politycy PiS są niezadowoleni z samego faktu, że np. TVP transmituje posiedzenia Sejmu, bo zdają sobie sprawę, że przez to tracą w oczach wyborców. - Im chodzi o to, by media publiczne pokazywały tylko to, co oni sami chcą - dodał Petru.
Polityk skrytykował też brak vacatio legis w ustawie. Nazwał to "pójściem na rympał" ze strony PiS. Jego zdaniem za jakiś czas wszystkie te reformy będą cofnięte, ale "na razie mamy taką wolną amerykankę". Na koniec Ryszard Petru podkreślił, że wszędzie tam, gdzie publiczni nadawcy zostali przejęci przez jedną partię, mieszkańcy przestawali śledzić publiczne media.
Marek Jakubiak z klubu Kukiz'15 nie widzi konieczności zmiany ustawy medialnej, zastrzega jednak, że projektu nie przeczytał, bo od niedawna jest on na stronach sejmowych. - Myślę że to jest skok na wpływ na media - dodał.
Zaniepokojony proponowanymi zmianami jest Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL. Jak mówił, jest to kolejna ustawa przyjmowana przez PiS w "trybie atomowym", jako "nocna wrzutka". Jego zdaniem celem projektu jest stuprocentowe upolitycznienie mediów publicznych, przy jednoczesnym zmarginalizowaniu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. - Czyli znów PiS nie ma odwagi na zgromadzenie większości konstytucyjnej i chce obchodzić konstytucję innymi ustawami - stwierdził Kosiniak-Kamysz. O tym, czy projekt trafi pod obrady dzisiejszego posiedzenia Sejmu zdecyduje Konwent Seniorów, który ma się spotkać po południu.
Europejska Unia Nadawców krytycznie wypowiada się o projekcie ustawy medialnej autorstwa PiS. EBU wysłała w tej sprawie pismo do marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, prosząc o przemyślenie proponowanych zmian.
Pod pismem podpisała się dyrektor generalna Europejskiej Unii Nadawców. Ingrid Deltenre wskazuje, że ustawa wygasza kadencje prezesów Telewizji Polskiej i Polskiego Radia i faktycznie przekazuje prawo do nominacji i odwoływania członków kierownictwa publicznych nadawców ministrowi skarbu. Jeśli te propozycje zostaną przyjęte, według EBU będzie to krok wstecz i działanie, które upolityczni wybór kierownictwa publicznych mediów.
Jak czytamy, Europejska Unia Nadawców stara się wspierać swoich członków w modernizacji, a tym samym w uniezależnianiu się od rządów, zgodnie ze standardami Rady Europy.
Według Ingrid Deltenre, projekt, który trafił dziś do Sejmu, wydaje się iść w przeciwnymi kierunku. "Jeśli tak faktycznie jest to wyrażamy głębokie ubolewanie" - zaznacza dyrektor generalna EBU. "Chcielibyśmy wezwać parlament by ponownie rozważył (ustawę medialną), zanim podejmie ten krok" - kończy Ingrid Deltenre.
Kopie pisma zostały wysłane m.in. do prezydenta, marszałka Senatu i do szefów klubów parlamentarnych.
Stowarzyszenie Dziennikarzy Europejskich (AEJ) poinformowało na swej stronie internetowej, że w liście otwartym wezwało we wtorek "do wstrzymania prac nad proponowanym przejęciem przez polski rząd bezpośredniej kontroli nad publiczną telewizją i radiem".
W liście, adresowanym do wicepremiera, ministra kultury Piotra Glińskiego oraz wiceministra Krzysztofa Czabańskiego, AEJ wzywa też "do poszanowania powszechnie akceptowanych zasad dotyczących nadawców publicznych, w tym ich niezawisłości redakcyjnej i bezstronności".
AEJ "wyraża obawę, że proponowane reformy, gdyby zostały przeprowadzone, faktycznie oddałyby publiczną telewizję i radio pod bezpośrednią kontrolę rządu, pociągałyby za sobą zwolnienia krytycznych dziennikarzy z przyczyn politycznych i prowadziłyby do systematycznej stronniczości redakcyjnej na rzecz obecnego rządu".
"Nasze obawy wzbudziły publiczne wypowiedzi ministrów sugerujące, że zarządy głównych nadawców publicznych mogą być w przyszłości wybierane w taki sposób, że będą one reprezentowały wyłącznie priorytety i życzenia Prawa i Sprawiedliwości i że dziennikarze kwestionujący lub krytykujący politykę i działania rządu mogą być arbitralnie zwalniani" - głosi list.
Napisano również, że "ogłoszony przez rząd zamiar przeforsowania daleko idących i fundamentalnych reform w ciągu dwóch miesięcy", wobec "zaciekłej opozycji w kraju i za granicą", wskazuje na "nadmierny pośpiech i niepokojący brak transparentności w kwestiach żywotnie interesujących opinię publiczną".
AEJ wezwało do odłożenia wszelkich reform do czasu pełnego i publicznego przedyskutowania wszystkich kwestii w "inkluzywnej debacie", z należytym uwzględnieniem różnych poglądów i opinii. Wezwano też adresatów do "publicznego zobowiązania się, że wszelkie zmiany będą zawierać niezbędne zabezpieczenia, zapewniające poszanowanie istotnych zasad dotyczących nadawców publicznych, w tym niezależności i bezstronności".