Hojarska - która od poniedziałku nie będzie już posłanką - poczuła się urażona sposobem, w jaki sparodiowano ją w programie "Szymon Majewski Show" w TVN w 2006 r. Skarżyła się, że autor programu "oszpecił ją i zrobił z niej głupią babę". Chodziło o przyodziewek parodystki - białe pończochy i złotą biżuterię, ukazanie pokrytego gęstym włosem dekoltu oraz zachowanie telewizyjnej "Hojarskiej". - Sparodiowano mnie jako kobietę lekkich obyczajów - oburzała się posłanka. W prywatnym akcie oskarżenia zarzuciła Majewskiemu pomówienie za pomocą mediów, za co Kodeks karny przewiduje nawet do 2 lat więzienia. Hojarska po wyjściu z sali posiedzeń powiedziała dziennikarzom, że sąd umorzył sprawę z powodów formalnych, gdyż w akcie oskarżenia nie było szczegółów: kiedy ją miał Majewski obrazić, jakimi konkretnie słowami oraz że strona oskarżająca nie dostarczyła kasety z nagraniem programu. Posłanka powiedziała, że się odwoła od tej decyzji i naprawi błędy aktu oskarżenia. Zapowiedziała też cywilny proces przeciwko satyrykowi. Wytoczenie najpierw procesu karnego tłumaczyła jego "większą dolegliwością". Dodała, że chodzi jej głównie o ochronę dobrego imienia jej dzieci. Adwokat Majewskiego (który nie przyszedł na posiedzenie sądu; nie miał takiego obowiązku), mec. Jacek Kondracki, powiedział, że w ogóle nie można tu mówić o przestępstwie, bo satyryk jest uprawniony do przedstawiania osób publicznych w sposób karykaturalny. Dodał, że akt oskarżenia był ogólnikowy, a jego klient nie wiedział, co w ogóle mu się zarzuca. Sądy polskie i europejskie uznają prawo satyryków do świadomego przerysowywania opisu różnych osób i zdarzeń, a procesy przeciw autorom tekstów satyrycznych są rzadkością. Np. w 2005 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie orzekł, że felieton satyryczny "GW" z 2002 r. nie naruszył dóbr osobistych Włodzimierza Czarzastego i oddalił jego pozew. Ówczesny sekretarz KRRiT doszukał się w tekście "GW" zarzutu, jakoby miał brać łapówki. SA podkreślił, że media mają pełne prawo do posługiwania się różnymi formami wypowiedzi, także satyrą. W 1997 r. ówczesny redaktor naczelny "Tygodnika Solidarność" Andrzej Gelberg przegrał zaś proces wytoczony "Polityce", która w satyrycznej rubryce zamieściła notkę pt. "Uczeń Wielkiego Nauczyciela" (chodziło o Stalina). Zestawiono w niej wypowiedzi Gelberga o ruchu związkowym z cytatami ze Stalina. Sąd uznał to wtedy za dopuszczalną formę satyry.