- Od kilku miesięcy "Gazeta Polska", zresztą nie tylko "Gazeta Polska" prowadzi w stosunku do mnie taką dosyć podłą i obrzydliwą kampanię - powiedział Majchrowski. Zapowiedział, że jeśli jego prawnicy znajdą ku temu podstawy, pozwie gazetę do sądu. Portale internetowe opublikowały we wtorek fragmenty tekstu, który ma się ukazać w środowym wydaniu "Gazety Polskiej". "GP" pisze, że Jacek Majchrowski "lawirował w swoich kontaktach z SB", która zainteresowała się nim w marcu 1973 r. Miał w latach siedemdziesiątych XX w. donieść do SB na swoją studentkę Lilianę Batko (dziś Sonik), iż ta przekazała mu ulotkę wydaną przez demokratyczną opozycję. Jak twierdzą dziennikarze "Gazety Polskiej" początkowo z Majchrowskim kontaktował się funkcjonariusz Wydziału III SB w Krakowie ppor. T. Baran, a następnie kontakty z Majchrowskim przejął Wydział VIII Departamentu I MSW i osobiście kpt. E. Fulczyński. Według "GP" Majchrowski początkowo miał nosić kryptonim "Nick", a potem "Michał". Jednocześnie - jak można przeczytać na stronach internetowych "Majchrowski dbał o to, by w relacjach z SB nie przekroczyć pewnej granicy. Było to czytelne i jasne również dla SB. Dlatego mimo udokumentowanych w notatkach służbowych kontaktów Majchrowski formalnie pozostał jedynie figurantem". ?- Była próba werbunku, którą sami pracownicy SB uznali za nieudaną - powiedział we wtorek dziennikarzom podczas briefingu Majchrowski. - Rozmawiałem dwukrotnie z panem kpt. Fulczyńskim po moim powrocie ze stypendium we Włoszech. Zadzwonił, zgłosił się, odbyłem dwie rozmowy, które są udokumentowane i gdzie jest napisane, że nie nadaję się na współpracownika - oświadczył. Prezydent Krakowa mówił, że "Gazeta Polska" nie po raz pierwszy pisze o jego kontaktach z SB. Jak poinformował, po jednym z tekstów zwrócił się do Rzecznika Interesu Publicznego o wyjaśnienie swojej sytuacji i uzyskał informację, że nie był tajnym współpracownikiem SB. Majchrowski dodał, że nie pisał żadnych raportów, a jedynie rozmawiał z funkcjonariuszami. Jak powiedział nie wie, czy po tej próbie werbunku był inwigilowany przez SB, a sam nigdy nie występował do IPN o status pokrzywdzonego i własną teczkę, bo uważał "że są pewne sytuacje, w które nie należy się babrać". - Niektóre zdania w tym artykule wyraźnie stwierdzają, że Majchrowski - jak uznali funkcjonariusze SB nie był ich informatorem. Tekst jest mieszaniną mojego życiorysu z historią SB i wywiadu - powiedział Majchrowski. Jak wyjaśnił, doskonale pamięta opisaną w tekście sytuację z udziałem studentki Liliany Batko. - Zdawała u mnie egzamin i kiedy już wpisałem jej ocenę i oddałem indeks wyciągnęła z teczki plik różnego rodzaju bibuły i chciała mi to wręczyć w ramach doinformowania kadry naukowej. Ja to przejrzałem, część rzeczy których nie miałem zostawiłem dla siebie, część które miałem oddałem - opisuje Majchrowski. Jak zaznaczył nie przekazał informacji o tym zdarzeniu kpt. Fulczyńskiemu, ale mówił o tym przy okazji rozmów z kilkoma osobami. - Były to rozmowy czy widziałeś taką broszurę, czy widziałeś taką ulotkę. W ten sposób dość szeroki krąg osób wiedział, że taka sytuacja miała miejsce i nie wykluczam, że mogło to gdzieś dotrzeć - powiedział prezydent Krakowa. Majchrowski wyjaśnił, że uprzedza ukazanie się "Gazety Polskiej", bo tekst pojawił się już w internecie.