W liście otwartym przekazanym PAP Adamowicz podkreśliła m.in., że po śmierci jej męża otrzymała mnóstwo listów z wyrazami współczucia i słowami otuchy. "Potrzebowałam czasu, aby ochłonąć i zastanowić się, co zrobić z doświadczeniem tragedii, które stało się naszej rodziny udziałem. Czy pozostawić je tylko dla siebie, czy podzielić się tym z innymi? Uznałam, że zamiast w domowym zaciszu podtrzymywać ból i żal, które noszę głęboko w sercu, będę publicznie nawoływać do powstrzymania fali nienawiści, jaka dotyka wiele osób. Chcę w ten sposób dodać otuchy tym wszystkim, którzy tak jak ja, są przerażeni narastającą agresją w stosunkach między ludźmi, ale czują się bezradni" - napisała Adamowicz. "Postanowiłam włączyć się do życia publicznego nie po to, aby poruszać sumienia ludzi swoimi łzami, lecz po to, aby wraz z innymi pokazać, że nie poddamy się logice nienawiści, nietolerancji i nieufności" - podkreśliła. Jak napisała "ta niespodziewana, okrutna, bezsensowna śmierć" jej męża nie zdarzyłaby się, "gdyby nie mowa nienawiści, bezdusznie użyta jako oręż w walce politycznej". "Uważam, że już najwyższa pora, by systemowo i bezkompromisowo sprzymierzyć się w walce z mową nienawiści" - napisała Adamowicz. "Zwracam się więc do Was - liderów życia politycznego, naukowego, religijnego, aktywistów i działaczy społecznych - z apelem. Nie możecie, nie możemy udawać, że język nienawiści nas nie dotyczy, że to się dzieje poza nami. Jesteście, jesteśmy, my wszyscy i każde z nas z osobna, odpowiedzialni za postawienie tamy mowie, która niesie pogardę, ból i śmierć" - czytamy w liście. Adamowicz podkreśliła, że "NIE NIENAWIŚCI!" - muszą powiedzieć głośno światowe autorytety. ""NIE!" - muszą wykrzyczeć politycy, publicyści i duchowni. Muszą uderzyć się w piersi za każde nieopatrznie rzucone nienawistne słowo" - napisała. Poprosiła, by pamiętać o mocy słowa i odpowiedzialności za drugiego człowieka. "Uczynię wszystko, żeby zrealizować idee mojego męża, który poświęcił życie budowie otwartego, solidarnego, demokratycznego i wolnego od nienawiści Gdańska. Chciał tego dla Polski, chciał tego dla Europy. Wyobraźmy sobie świat bez nienawiści! Musimy zacząć go budować! Już teraz, dzisiaj, każdego dnia. Wszyscy! Razem!" - zakończyła Adamowicz. 13 stycznia prezydent Gdańska Paweł Adamowicz został zaatakowany nożem przez 27-letniego Stefana W. podczas finału WOŚP. Samorządowiec trafił do szpitala, gdzie następnego dnia zmarł. Adamowicz miał 53 lata, prezydentem Gdańska był od 20 lat. W samorządzie gdańskim zasiadał od początku jego powstania, tj. od 1990 r.; w latach 1994-98 był przewodniczącym Rady Miasta Gdańska.