- Zawiadomienie o przestępstwie złożyłem; prokuratura i sąd rozstrzygną sprawę - powiedział w poniedziałek b. szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Nie chciał zdradzić szczegółów zawiadomienia. Powiedział jedynie, że jego powodem jest to, co sam Sikorski mówił w mediach o swych rozmowach z najwyższymi osobami w państwie, w tym z prezydentem, na temat Afganistanu. Szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie Jarosław Hołda powiedział, że faktycznie takie doniesienie wpłynęło. Dodał, że już "jakiś czas temu" sprawę przekazano prokuraturze cywilnej, gdyż prokuratura wojskowa zajmuje się wyłącznie ewentualnymi przestępstwami żołnierzy zawodowych (a Sikorski jest cywilem). Na razie nie udało się ustalić, która prokuratura zajmie się teraz sprawą. Sam Sikorski powiedział, że nic wie o tym zawiadomieniu. Dodał, że w całej sprawie może chodzić o to, że "wielokrotnie wyśmiałem jego pseudoinformacje, jakoby północny Aganistan i armia afgańska były ponownie pod kontrolą Rosji". - Macierewicz mówił te banialuki na prawo i lewo - dodał Sikorski, podkreślając, że "zawsze można pod każdą informacją napisać, że jest tajna". - Niekompetencja Macierewicza nie może być objęta tajemnicą państwową - dodał Sikorski, podkreślając, że on sam mówił o tym "na takim szczeblu ogólności, iż nic z tego nie wynika". W marcowym wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", już po odejściu z MON, Sikorski mówił, że główną przyczyną ustąpienia był jego konflikt z szefem kontrwywiadu wojskowego. "Byłem zaniepokojony informacjami przedstawianymi przez szefostwo tej służby w sprawach Afganistanu. Jeżeli prezentowane są informacje, że armia afgańska jest pod kontrolą Rosji, a sojusz północny to jej agentura, to choć nie mam reputacji przesadnego rusofila, uważam, że to mieści się bliżej obsesji niż profesjonalnego osądu" - mówił Sikorski. W poniedziałek prezydent Lech Kaczyński podtrzymał zastrzeżenia co do Sikorskiego jako kandydata na szefa MSZ w rządzie Donalda Tuska. - To są zarzuty, po pierwsze, związane z promowaniem i eksponowaniem osób, które zgoła na to nie zasługiwały, z drugiej strony - z proponowaniem różnych, zdumiewających wręcz decyzji, no i po trzecie - z pewną lekkomyślną wiarą w przekazywane informacje przez służby, które w Polsce nie cieszyły się najlepszą opinią - powiedział L. Kaczyński w Polskim Radiu. W reakcji Sikorski oświadczył, że jako szef MON odwołał gen. Marka Dukaczewskiego z funkcji szefa WSI oraz - na polecenie prezydenta - zwolnił go z wojska. "Moje stanowisko w sprawach, które być może ma na myśli pan prezydent, zawarte jest na stronach 222-223 w książce pt. Strefa Zdekomunizowana - napisał Sikorski w oświadczeniu. Na stronach tych Sikorski opowiada o głównych zarzutach wobec raportu z weryfikacji WSI. Mówi, że opisano w nim "aktualną operację opatrzoną w raporcie kryptonimem Zen". Dodał, że ta operacja WSI w Afganistanie miała swe aspekty "patologiczne, ale i wiarygodne". Czynienie służbom zarzutu, że jakaś operacja mogła się nie udać, uznał za niepoważne, jako karygodne ocenił zaś "ujawnienie takiej operacji w powszechnie dostępnym dokumencie". Według niego, w ten sposób naruszono m.in. prestiż Polski, bo akcja była prowadzona z sojusznikami z NATO. Sikorski dalej mówił, że czasem służby "realizują zadania nieeleganckie, posługując się ludźmi o wątpliwej reputacji, funkcjonują na granicy prawa". Przyznał, że operacja "Zen" zaczęła się na długo przed jego przyjściem do MON, a za jego czasów "bezpośrednio nadzorował ją ówczesny wiceminister obrony Aleksander Szczygło oraz ówczesny szef WSI gen. Jan Żukowski, zaufany ministra Wassermanna". Ujawnienie w raporcie nazwisk osób współdziałających "w dobrej wierze z legalną służbą działającą w demokratycznym państwie" Sikorski uznał za "podłość". "Raport roił się od przeinaczeń, szkolnych błędów i konfabulacji. Macierewicz, pogromca zbrodniczych WSI, jednocześnie traktował każdy skrawek papieru z logo służb jako prawdę objawioną" - dodał Sikorski. Sprawa akcji "Zen" jest przedmiotem śledztwa Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, wszczętego po publikacji raportu. Według mediów, śledztwo ma badać m.in., czy b. szef MON Jerzy Szmajdziński i Dukaczewski popełnili przestępstwo, zezwalając na udział w operacji negatywnie zweryfikowanego oficera SB Aleksandra Makowskiego. Według raportu, Makowski - który miał mówić m.in. o możliwości ujęcia Osamy bin Ladena i Mułły Omara - dopuszczał się mistyfikacji. "W sprawie Zen służby, działając na zlecenie hochsztaplera, okradały państwo polskie i były gotowe narazić polskich żołnierzy i zwierzchników sił zbrojnych na najwyższe niebezpieczeństwo i międzynarodową kompromitację" - napisano w raporcie. "Operacja Zen była swoistym przykryciem do zupełnie innych działań, mających na celu odniesienie osobistych korzyści przez Makowskiego" - dodano. Ujawniono, że Makowski pobrał od WSI ok. 32 tys. zł oraz 108 tys. dolarów. Sam Makowski - który w PRL rozpracowywał Radio Wolna Europa, był też zastępcą szefa wywiadu - oświadczał, że ujawnienie akcji może służyć "jedynie organizacjom i osobom, przeciwko którym były skierowane", naraża też na niebezpieczeństwo jego samego i jego rodzinę oraz osoby z nim współdziałające.