, do którego dotarła gazeta, kończy konkluzja, że przed Trybunałem Stanu należy postawić czterech polityków: prezydenta i trzech ministrów obrony narodowej - Janusza Onyszkiewicza, Bronisława Komorowskiego i Jerzego Szmajdzińskiego. Likwidatorzy WSI postawili tezę, że Lech Wałęsa, jako prezydent, budował w swojej kancelarii oraz w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego nieformalną i pozakonstytucyjną strukturę, która miała kontrolować i zlecać zadania UOP i WSI - ujawniają rozmówcy "Dziennika", znający raport. Autorzy tego dokumentu uważają, że kolejni szefowie MON odpowiadają m.in. za zatrudnianie w WSI oficerów szkolonych w Moskwie, co czyniło z nich przybudówkę GRU, aferę w Wojskowej Akademii Technicznej, ustawianie przetargów, nielegalny handel bronią, a nawet niedopilnowanie prywatyzacji TP S.A., co spowodowało, że w prywatne ręce poszła część łączności i infrastruktury używanej przez wojsko. - To śmieszne - komentuje zarzuty były szef MON, a obecnie marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Akurat ja mogę coś powiedzieć na temat budowy nieformalnych struktur z udziałem służb specjalnych w BBN na początku lat 90., kiedy ściągnięto tam siedmiu oficerów WSW. Ale jak rozumiem, z tego nie czyni się zarzutu, bo dotyczyłoby odpowiedzialnych za raport polityków PiS - mówi marszałek. Lech Kaczyński jako minister stanu w kancelarii Lecha Wałęsy nadzorował bowiem prace BBN, a Jarosław Kaczyński kierował prezydencką kancelarią. Aneks do raportu z likwidacji WSI to obecnie najbardziej kłopotliwy dokument PiS i Lecha Kaczyńskiego - pisze "Dziennik". Gazeta dowiedziała się od Małgorzaty Bochenek, sekretarza stanu w kancelarii Lecha Kaczyńskiego, że Prezydent nie zdecydował jeszcze o odtajnieniu aneksu do raportu.