- Na lotnisku Siewiernyj obowiązywały i obowiązują po dzień dzisiejszy zasady wojskowe, regulowane instrukcjami i uchwałami rządu Federacji Rosyjskiej z 1999 r. i 2004 r. Przesądzały one, iż decyzję o lądowaniu bądź jego zakazie podejmowali rosyjscy kontrolerzy lotniska - powiedział Macierewicz. "Kierownik lotów lotniska ma obowiązek..." Dokument z 2004 r. to - według niego - "załącznik do rozkazu ministra obrony Federacji Rosyjskiej z dnia 24 września 2004 roku nr 275 pt. 'Federalne przepisy lotnicze wykonywania lotów lotnictwa państwowego' ", podpisany przez obecnego wicepremiera Rosji Sergieja Iwanowa. Poseł PiS przedstawił dziennikarzom kopię dokumentu wraz z własnoręcznie wykonanym tłumaczeniem z języka rosyjskiego. "Kierownik lotów lotniska ma obowiązek zezwalać lub zabraniać lądowania statków powietrznych w zależności od meldunków załóg i obserwatorów. I druga reguła również ważna: w przypadku powstania wątpliwości co do bezpiecznego wyniku lądowania kontroler lotu ma obowiązek wydać załodze rozkaz odejścia na drugi krąg, a osobom z grupy kierownictwa lotów udzielić wskazówek co do dalszych działań" - cytował Macierewicz. "Kierownik lotów lotniska nie powinien..." - I jeszcze jedna zasada, którą tu przywołuję: kierownik lotów lotniska nie powinien wykonywać poleceń osób urzędowych - dodał polityk PiS. Według niego, z zasady tej wynika, że "żadna decyzja Moskwy nie mogła wpłynąć na zezwolenie na lądowanie". Szef zespołu ds. smoleńskiej katastrofy przywołał też dokument wysłany do Moskwy w sprawie prezydenckiego lotu do Smoleńska 10 kwietnia, który - w jego ocenie - mówił "o locie samolotu wojskowego". - Identyczny został zresztą wysłany przed wylotem premiera Tuska. Oba były uzgodnione z Moskwą i oba zostały przez Moskwę zaaprobowane. Ten dokument nie podlega żadnej wątpliwości: mówi on o samolocie wojskowym TU 154M - przekonywał. Poseł PiS powołał się też na dokument który - jak mówił - jest "wynikiem uchwały rządu Federacji Rosyjskiej z 22 września 1999 r. nr 1084" i który - jego zdaniem - stwierdza, że "niewypełnianie rozkazów organów organizacji ruchu powietrznego" stanowi naruszenie zasad wykorzystywania rosyjskiej przestrzeni powietrznej. - To bardzo ważna regulacja, dlatego że ona wskazuje, że pilot polski był w istocie podporządkowany zgodnie z przepisami rosyjskimi decyzjom kierownictwa lotniska i osób, które kierowały tym lotem - zaznaczył. W opinii Macierewicza, dokumenty które zaprezentował świadczą o tym, że "odpowiedzialność za katastrofę ponosi strona odpowiedzialna za lotnisko w Smoleńsku". "Istniało zagrożenie inwigilacją rosyjskich służb specjalnych" Według Macierewicza przed kwietniowymi wizytami premier Donalda Tusk i prezydenta Lecha Kaczyńskiego planowane były trzy rekonesanse, które m.in. miały zbadać stan smoleńskiego lotniska (według posła PiS odpowiedzialny za nie był szef BOR, gen. Marian Janicki), ale nie doszły do skutku "w wyniku działania Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rosji, które je wstrzymało". Macierewicz powołał się też na tajne materiały polskich służb specjalnych, którymi - jak zapewniał - dysponuje Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Wynika z nich - jego zdaniem - że wizyta Lech Kaczyńskiego otrzymała "status zagrożenia bezpieczeństwa na poziomie średnim, czyli podwyższonym w stosunku do normalnego". - Według tego dokumentu istniało zagrożenie inwigilacją rosyjskich służb specjalnych. Polski kontrwywiad odnotował wzmożoną aktywność służb rosyjskich, a mimo to BOR utrzymał zasadę niesprawdzania lotniska w Smoleńsku i niewydelegowania swoich funkcjonariuszy na to lotnisko - mówił.