W środę "Super Express" napisał, że Wacław Berczyński - były szef podkomisji badającej katastrofę smoleńską - 6 sierpnia 2004 r. trafił do aresztu w Filadelfii i wyszedł następnego dnia po wpłaceniu kaucji. "Nic z tego nie pamiętam. Ale z tego, co czytam, wynika, że obraziłem sąd i groziłem komuś. A na dodatek, że byłem terrorystą. Zważywszy na wysokość kaucji widocznie nie byłem aż taki groźny" - powiedział Berczyński w rozmowie z "Super Expressem". Pytany dzisiaj w Sejmie przez dziennikarzy o doniesienia "Super Expressu" szef MON powiedział, że Wacław Berczyński miał poświadczenie bezpieczeństwa wydane przez służby specjalne Stanów Zjednoczonych. "Do 2012 r. miał przez cały czas poświadczenie bezpieczeństwa, które zapewniam jest wydawane w Stanach Zjednoczonych z nieporównanie większymi restrykcjami i z większą uwagą" - powiedział Macierewicz. "Wiem na pewno, że Stany Zjednoczone i władze bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych poświadczały, że pan Berczyński jest osobą, która może zajmować się tajnymi informacjami i tajnymi sprawami" - zaznaczył szef MON. Jak dodał polskie władze potwierdzają i akceptują stanowisko Stanów Zjednoczonych w tej sprawie. Macierewicz potwierdził również, że Berczyński nadal jest członkiem podkomisji zajmującej badaniem się katastrofy smoleńskiej. "Na to pytanie powinien odpowiedzieć Macierewicz" Pytana o te doniesienia dotyczące aresztowania Berczyńskiego, rzecznik PiS Beata Mazurek stwierdziła, że takie pytanie należałoby kierować do prokuratury. "(Wacław Berczyński) to nie jest osoba, o której decydował klub Prawa i Sprawiedliwości, więc myślę, że na to pytanie powinien odpowiedzieć pan <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-antoni-macierewicz,gsbi,993" title="Antoni Macierewicz" target="_blank">Antoni Macierewicz</a>, ja tych dokumentów nie widziałam i nie znam, więc trudno jednoznacznie dać odpowiedź, dlaczego tak się stało" - mówiła. Na uwagę, że obecnie nikt nie przyznaje się do Wacława Berczyńskiego odpowiedziała: "Ja tego człowieka też nie znam, więc ja do niego też się przyznawać nie będę". 20 kwietnia szef MON przyjął rezygnację Berczyńskiego z kierowania podkomisją ds zbadania katastrofy smoleńskiej. Wcześniej w kwietniu, jeszcze jako szef podkomisji, Berczyński w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" powiedział, że to on "wykończył" Caracale. Przedstawiciele rządu i politycy PiS zapewniali, że Berczyński nie miał nic wspólnego z negocjacjami offsetowymi, które rozpoczęły się we wrześniu 2015 r. i zakończyły bez podpisania umowy w październiku 2016 r. Berczyński niedawnym wywiadzie w "Super Expressie" przyznał, że w sprawie przetargu na Caracale miał "do wglądu dokumenty, w których były zapytania ofertowe", jednak "wszystkie one miały najniższą klauzulę tajności" i "nie wymagały przechowywanie w sejfie". Posłowie PO zapoznawali się później w MON z dokumentami dot. przetargu. Według nich Berczyński miał dostęp do dokumentów związanych z postępowaniem na dostawę śmigłowców dla wojska. Szef sejmowej komisji obrony narodowej Michał Jach (PiS) niedawno po raz kolejny zapewnił, że Berczyński nie miał wpływu na rozmowy ws. zakupu Caracali dla wojska i - jak dodał - rozmowy z Airbus Helicopters prowadziło Ministerstwo Rozwoju.