"Destrukcja lewego skrzydła samolotu, który rozbił się w Smoleńsku, zaczęła się przed brzozą" - podała w środę podkomisja do spraw ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej. Dodała, że "liczne zniszczenia lewego skrzydła samolotu Tu-154M noszą ślady wybuchu". Gościem programu "Tak Jest" w TVN24 był Maciej Lasek, który w latach 2012-2016 był przewodniczącym Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. - Cieszy mnie, że podkomisja powoli dochodzi do prawdy - mówił Lasek w programie. - Nawet już w raporcie komisji Millera było napisane, że brzoza, na której samolot stracił lewe skrzydło, nie była pierwszą przeszkodą. Pierwsza przeszkoda leżała 1100 metrów od progu pasa. Kolejne - 930, 920 metrów, a feralna brzoza, na której doszło do oderwania już fragmentu lewego skrzydła - w odległości 855 metrów od lotniska - dodał. Lasek podkreślił, że do momentu zderzenia z brzozą samolot mógł kontynuować lot. - Dopiero zderzenie z tą brzozą, która miała średnicę pnia około 40-50 centymetrów, nierównomierną, doprowadziło do odcięcia tego fragmentu skrzydła - wyjaśnił. Dodał, że fragment skrzydła na zdjęciach wyglądał jak "odcięty nożem", a blacha na końcówce skrzydła była "zgięta w harmonijkę". - Jest to ewidentnie efekt zderzenia z przeszkodą, a nie eksplozji, bo ta eksplozja musiałaby działać i na zewnątrz i do wewnątrz, a ja nie znam takich materiałów wybuchowych - powiedział Lasek. W komunikacie podkomisji napisano, że "liczne zniszczenia lewego skrzydła noszą ślady wybuchu". Więcej tutaj. - To, co pokazano dzisiaj, to jest pewnego rodzaju gest rozpaczy. Ponieważ nie pokazano już nic. Oni wiedzą, że w tych dowodach, które mają, nie ma żadnych, które mogłyby potwierdzić ich tezy. Nawet prokuratura jest innego zdania niż członkowie podkomisji - podkreślił Lasek.