- Kogoś takiego jak ja łatwiej zastraszyć albo powiedzieć, że wszystko sobie zmyślił. Ale ze mną nie tak łatwo. Choć przeżyłam piekło, to zrobię wszystko, żeby winni zostali surowo ukarani - mówi "Super Expressowi". Urszula K. to mocno zbudowana blondynka o delikatnym głosie. Choć w trwającym przed sądem w Piotrkowie Trybunalskim procesie w tzw. seksaferze ma status poszkodowanej, to pogmatwanym życiem tej gospodarskiej córy ze wsi spod Tomaszowa Mazowieckiego można by obdzielić co najmniej kilka innych osób, pisze "SE". Gdy skończyła 18 lat, poszła do zakonu nazaretanek, gdzie spędziła kolejnych sześć lat swego życia. Przebywała głównie w Częstochowie i Olsztynie, ale ostatecznie z zakonu odeszła. Była zakonnica mówi, że zadecydowała o tym choroba kręgosłupa - jej ojciec zaś, że skołatane nerwy. Po odejściu z zakonu wróciła na wieś. Dwa lata później była już mężatką. Wyszła za mąż po sąsiedzku w Sadykierzu, ale małżeństwo z miejscowym rolnikiem nie było sielanką. Mnożyły się konflikty, rozwód wisiał w powietrzu, ale ostatecznie do niego nie doszło, bo w tajemniczych okolicznościach umarł mąż Urszuli K. Razem z nim zginęła (mówi się o zaczadzeniu) również matka mężczyzny. Rodzina wzajemnie obwiniała się o tę tragedię. Urszula K. na wsi prowadziła sklep, ale ciągnęło ją do miasta. Zamieszkała w Tomaszowie Mazowieckim. Przystąpiła do Samoobrony. Z ramienia tej partii została radną Rady Powiatu Tomaszewskiego, była też ławniczką w miejscowym sądzie. Był rok 2002. Tuż przed tymi samorządowymi wyborami miała zostać zgwałcona... Wanda Łyżwińska, żona aresztowanego byłego posła, w rewelacje Urszuli K. nie wierzy. Wylicza, że kobieta w 2003 roku została wyrzucona z partii za nielojalność, a mimo to w 2006 roku złożyła pismo o ponowne przyjęcie do partii. Powód: chciała z ramienia Samoobrony kandydować do sejmiku lub do rady powiatu. - Chodziło jej o pieniądze. Wybory przerżnęła, a teraz się mści - mówi "Super Expressowi" Łyżwińska. Jej słowa potwierdza lokalny działacz Samoobrony Hieronim Perek. Opowiada, że bardzo się zdziwił, gdy na zebraniu Samoobrony to nie on, jak wcześniej ustalono, a nieznana nikomu Urszula K. pojawiła się na pierwszym miejscu listy wyborczej do Rady Powiatu Tomaszewskiego. Urszula K. wybory przegrała z kretesem. Nie miała już diety, straciła środki do życia. Wtedy oskarżyła Łyżwińskiego o gwałt. Urszula K. w tym następstwie zdarzeń nie widzi niczego nadzwyczajnego. - Czemu tak późno powiadomiła pani prokuraturę o gwałcie? - pyta "Super Express". - Sprawa na początku byłaby nie do udowodnienia, a poza tym wiedziałam, że jeżeli napastnik jest agresywny, nie mogę ryzykować i biec na policję, bo byłoby to dla mnie niebezpieczne. Wolałam poczekać - przekonuje. Dziś kończy w Łodzi studia ekonomiczne, a gdy widzi się w sądzie ze Stanisławem Łyżwińskim, to cieszy się, że ręka boska dotknęła tych, co krzywdzili, pisze "SE". - Zawsze był hardy i pewny siebie, a teraz po raz pierwszy widzę jego błagający o litość wzrok - relacjonuje kobieta.