dziennikarzom w Sejmie. Jak dodał, dla dobra prowadzonego w tej sprawie śledztwa, nie chce "za dużo ujawniać". W związku z tym nie powiedział, kto - jego zdaniem - brał udział w tej próbie zamachu stanu. Pytany, czy byli to politycy, odpowiedział: "też". W poniedziałek Samoobrona złożyła do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego wniosek o zbadanie, czy oskarżenia wobec polityków tej partii o molestowanie seksualne miały na celu przeprowadzenie zamachu stanu. Według rzeczniczki Magdaleny Stańczyk, obecnie, we współdziałaniu z prokuraturą, wniosek ten jest analizowany. Złożenie tego wniosku zapowiedział w niedzielę lider Samoobrony . Ocenił wówczas, że afera wokół posłów jego partii miała na celu dokonanie zamachu stanu i obalenie koalicji rządowej, za czym - według Leppera - mieli stać biznesmeni i politycy. Dziennikarze pytali Łyżwińskiego, jak się obecnie czuje w Sejmie. - Mogę powiedzieć, że tak jakby 220 wolt przez jakiś czas działało. (...) Będąc politykiem wkalkulowałem sobie to, że wszystko może się zdarzyć - odpowiedział. Dodał, że nie jest złośliwy, ale tym, którzy wywołali seksaferę życzy, by Bóg ich pokarał. Sprawę tzw. seksafery ujawniła w ubiegły poniedziałek "Gazeta Wyborcza", opierając się na relacji Anety Krawczyk. Ta była radna Samoobrony w łódzkim sejmiku i była dyrektorka biura poselskiego Stanisława Łyżwińskiego twierdziła, że pracę w partii miała dostać w zamian za usługi seksualne świadczone posłowi Stanisławowi Łyżwińskiemu i szefowi partii Andrzejowi Lepperowi. W późniejszych dniach Krawczyk mówiła, że ojcem jej najmłodszego dziecka jest Stanisław Łyżwiński. Poseł zaprzeczał temu. Na wniosek prokuratury okręgowej w Łodzi, która bada sprawę tzw. seksafery, przeszedł badania DNA. Wyniki tych badań wykluczyły, by był ojcem dziecka Anety Krawczyk. W związku z seksaferą poseł zawiesił działalność w Samoobronie.