W styczniu tego roku nieistniejący już Sąd Lustracyjny orzekł, że Niezabitowska nie skłamała w oświadczeniu lustracyjnym, zaprzeczając swej współpracy z SB. Rozstrzygając wątpliwości na korzyść lustrowanej, sąd przyjął, że nie da się wykluczyć, iż raporty oficera SB ze spotkań z nią były fałszowane, zaś sama rejestracja jako tajnego współpracownika SB - przedwczesna. IPN wnosił o uchylenie wyroku i zwrot sprawy do I instancji. Adwokaci lustrowanej i ona sama domagali się utrzymania wyroku. Jak mówiła w ustnym uzasadnienia wyroku sędzia Barbara Lubańska-Mazurkiewicz, Sąd Lustracyjny nie dokonał "wnikliwej analizy materiału dowodowego" i przedwcześnie rozstrzygnął wątpliwości na korzyść lustrowanej (a jest to możliwe dopiero po "wyczerpaniu możliwości dowodowych"). W efekcie SA uznał, że ustaleń I instancji nie można uznać za prawidłowe. Według SA, w ponownym procesie sąd ma dokładnie zanalizować sprzeczności między zeznaniami oficera SB Roberta Grzelaka, który miał być oficerem prowadzącym Niezabitowską (mówił, że się z nią spotykał i dostawał od niej informacje), a jej samej (zaprzeczała słowom esbeka). Sąd ma także wnikliwie zbadać, czy informacje przypisywane przez SB Niezabitowskiej mogły pochodzić z innych źródeł. SA przyznał rację IPN, że nie mogły one pochodzić z podsłuchów telefonicznych, bo w pierwszych dniach stanu wojennego telefony były wyłączone. Ponadto sąd ma też ocenić, czy podziela stwierdzenia świadków z SB co do "wartości materiałów sprawy", bo I instancja "poprzestała na ocenach tych funkcjonariuszy". Ma także ustalić, czy przechodząc do innego departamentu MSW Grzelak przekazał TW "Nowak" - którym miała być Niezabitowska - do prowadzenia innym oficerom. Sąd ma również "podjąć próbę" przesłuchania osoby, która w 2004 r. ujawniła Niezabitowskiej, że w IPN są akta SB na jej temat. Po wyroku Niezabitowska powiedziała, że jest nim "bardzo rozczarowana", bo spodziewała się utrzymania wyroku. Powtórzyła, że "Nowak" był fikcyjnym agentem i Grzelak go nie przekazał. Dodała, że nigdy nie twierdziła, że informacje Grzelaka pochodziły z podsłuchów telefonów. Zapowiedziała, że na potrzeby sądu ujawni osobę, która ostrzegła, że IPN ma jej akta. Prok. Piotr Stawowy z pionu lustracyjnego IPN, który domagał się uchylenia wyroku, powiedział, że ta decyzja jest słuszna, bo materiał dowodowy powinien być uzupełniony, a uzasadnienie sądu - rozwinięte. Niezabitowska w grudniu 2004 r. sama ujawniła, że z jej akt w IPN wynika, iż na początku lat 80. miała współpracować z SB jako "Nowak". Zaprzeczyła mówiąc, że sfałszowano potwierdzające to dokumenty. Zwróciła się do IPN o przyznanie jej statusu pokrzywdzonego. Gdy go nie otrzymała, wniosła do sądu o autolustrację. Proces toczył się od maja 2005 r. Rozprawy odbywały się - na wniosek lustrowanej - za zamkniętymi drzwiami. W IPN zachował się mikrofilm materiałów SB o Niezabitowskiej oraz ich kserokopia - które IPN udostępnił w 2004 r. mediom. Nie ma tam zobowiązania do współpracy, ani własnoręcznie pisanych meldunków. Jest zaś m.in. dokument o okolicznościach pozyskania Niezabitowskiej - zatrudnionej wtedy w redakcji "Tygodnika Solidarność" - do współpracy z 15 i 16 grudnia 1981 r. oraz notatki oficera SB Roberta Grzelaka z kilkunastu spotkań z nią. Sąd Lustracyjny przyznał, że 15 grudnia 1981 r., po wprowadzeniu stanu wojennego Niezabitowską zatrzymano. Podpisała wtedy oświadczenie, że będzie przestrzegać porządku PRL, zobowiązanie do zachowania tego przesłuchania w tajemnicy i deklarację, że po wypuszczeniu przyjdzie na spotkanie następnego dnia. Zarazem odmówiła kategorycznie zostania konfidentem. Choć na spotkanie nie przyszła, Grzelak sporządził raport, z którego wynikało, że przedstawiła listę pracowników "Tygodnika Solidarność". Według Niezabitowskiej, mógł on wpaść w ręce SB, gdy przeszukiwano jej bagaż na lotnisku. W czwartek Sąd Apelacyjny w Warszawie uwzględnił także dwa inne wnioski IPN: by prawomocnie uznać b. posła SLD Jerzego Jaskiernię za "kłamcę lustracyjnego" oraz by zwrócić sądowi I instancji sprawę oczyszczonego z zarzutu "kłamstwa lustracyjnego" innego b. posła SLD Wita Majewskiego. - W tych sprawach potrzebna jest należyta wnikliwość, a nie zawsze bywa ona dochowana w I instancji - skomentował Stawowy. - Często odwołujący się ma nienajtrudniejsze zadanie - dodał. Czwartkowe rozprawy były pierwszymi przed sądem w Warszawie od wejścia w życie w marcu nowej ustawy lustracyjnej. Zlikwidowała ona Sąd Lustracyjny (wydział Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który zajmował się tylko lustracją) oraz urząd Rzecznika Interesu Publicznego (oskarżyciela w sprawach lustracyjnych). Rolę Sądu Lustracyjnego przejęły wydziały karne sądów powszechnych, a rolę RIP - nowy pion lustracyjny IPN.