Zgodnie z obowiązującą od września ustawą lekarze, którzy zobowiążą się do dyżurowania tylko w jednym szpitalu mogą liczyć na podwyżkę płacy do 6750 zł. Rozmówca Interii przypomniał jednak, że prawo zawiera klauzulę pozwalającą dyrektorom szpitali na zwolnienie lekarzy z tzw. lojalki. Zdaniem Szumowskiego, ewentualne problemy na oddziałach szpitalnych świadczą o nieudolności dyrektorów tych placówek. - W ustawie jest zawarty bezpiecznik, który pozwala dyrekcji o wystąpienie do NFZ, do oddziału wojewódzkiego, by tych lekarzy, którzy są niezbędni do wykonywania świadczeń, dyżurów - zwolnić z tzw. lojalki. To się dzieje i mamy już dane z wielu wojewódzkich oddziałów NFZ, które potwierdzają, że dyrektorzy występują tam, gdzie jest taka potrzeba o takie zwolnienia - wyjaśnił minister zdrowia. Jego zdaniem, największe braki dotyczą anestezjologów i pediatrów. - Oczywiście, każdą ustawę należy dostrajać w trakcie jej działania, bo to są działania swego rodzaju nowe - mówi Szumowski pytany o ewentualne zmiany nowych przepisów. Nie przewiduje jednak, by do tego w tym przypadku doszło. - Liczyliśmy, że ok. 30 proc. uprawnionych skorzysta z tej opcji. Jest to dla pacjentów rozwiązanie znacznie lepsze, jeśli lekarz pracuje w jednej jednostce, a nie pięciu - mówił gość Interii. Duży problem z kadrami Premier Mateusz Morawiecki mówił, że z Polski wyjechało nawet kilkadziesiąt tysięcy lekarzy. Problem kadr jest tym poważniejszy, że dotyczy on nie tylko lekarzy, ale również pielęgniarek, dla których średnia wieku wynosi ponad 50 lat. Długoterminowa strategia nadrabiania zaległości i przeciwdziałania negatywnemu trendowi jest dzisiaj niezbędna. Minister zdrowia zapewnił, że strategia przeciwko wyjazdom służby medycznej do pracy za granicę zaczyna przynosić rezultaty. - Zatrzymanie ludzi w Polsce polega na polepszeniu warunków pracy - wyjaśniał Szumowski. Jednym z nich jest bon patriotyczny przeznaczony dla lekarzy rezydentów. Chętni otrzymują miesięcznie od 600 do 700 złotych, w zamian muszą zadeklarować, że przepracują w kraju w ramach kontraktu z NFZ dwa lata po zakończeniu rezydentury. Jak wynika z danych Porozumienia Rezydentów OZZL, z bonu skorzystało 90 proc. rezydentów. - Początek pracy w Polsce jest dla wielu zaczepieniem. Kiedy jednak raz się zaczepi i założy rodzinę, to już pozostaje - dodał Łukasz Szumowski. Poinformował też, że do Polski zaczynają wracać ci, którzy wyjechali. A dla zagranicznych studentów nasz kraj staje się atrakcyjnym miejscem nauki, przede wszystkim podyplomowej. - Byłem wczoraj w Białymstoku. Na tamtejszej akademii medycznej uczą się doktoranci z Azji. Oni wyjadą, ale networking pozostanie - podkreślił szef resortu zdrowia. Z Polski wyjeżdżają też położne i pielęgniarki, a co trzecia absolwentka wyższej szkoły nie pracuje w zawodzie. Dla nich resort zdrowia proponuje "Wsparcie na starcie". W ramach tego programu studentki ostatniego roku mogą się ubiegać o stypendium wynoszące 800 zł miesięcznie, a w pierwszym i drugim roku pracy - o 1000 zł. - U pielęgniarek takie działania to głównie wspomaganie ich wejścia do zawodu - mówił Interii Szumowski. Dynamika podwyżek wyhamuje W 2019 roku wielkość środków na służbę zdrowia wyniesie prawie 5 proc. PKB (4,85 proc.). Rząd zobowiązał się, że do 2024 roku nakłady wzrosną do 6 proc. Zwiększenie środków na służbę zdrowia zostało pochłonięte na razie przede wszystkim przez wzrost płac. Ale, jak podkreśla minister zdrowia, była to niezbędna decyzja. - Gdyby nie te ruchy, to obszar ochrony zdrowia byłby daleko za zarobkami w sektorze gospodarki. Zaczynają się one powoli zbliżać do momentu, kiedy nie będzie potrzeby dynamicznego wzrostu płac - argumentuje. Zdaniem gościa Interii, resort zdrowia wystarczająco inwestuje w sprzęt, który jest na bardzo dobrym poziomie. - Teraz powinniśmy skupić się na jakości badań. Trudno sobie wyobrazić, żeby sprzęt o wartości wielu milionów złotych pracował od 8.00 do 16.00 - zapowiedział minister. Szumowski zwrócił uwagę na konieczność powstania Agencji Badań Medycznych. Podkreślił, że nie będzie to placówka czysto naukowa, ale działająca na styku nauki i badań klinicznych. Obejmą one przede wszystkim pacjentów cierpiących na rzadkie choroby, na przykład choroby nowotworowe u dzieci. Teraz rynek badań klinicznych w Polsce w 99 procentach jest sponsorowany przez duże koncerny farmaceutyczne. - Na świecie tak to nie wygląda. Koncerny finansują ok. 70 proc. badań klinicznych. Oznacza to, że pacjenci w Polsce, którzy nie są w grupie zainteresowań finansowych dużych koncernów, nie są brani przez nie pod uwagę. Agencja ma zaś poprowadzić też te badania, które nie przyniosą zysku. Chcemy, żeby pacjenci, których jest niewielu: 30 czy 100 w Polsce, też mieli szanse na leczenie nowoczesnymi, sprawdzonymi terapiami - wyjaśniał Szumowski. Placówka ma za 10 lat dysponować budżetem w wysokości miliarda złotych. - Jeśli na sektor zdrowia wydajemy 100 mld zł to jest to ogromna część rynku i ogromna część gospodarki. Jedno badanie kliniczne robione przez koncerny to często 100 mln złotych albo 100 mln euro - zwracał uwagę minister i dodał, że jest to agencja komplementarna do istniejącego systemu. Nie wykluczył, że w przyszłości agencja będzie częściowo na siebie zarabiała. - Nie tworzymy jej dla biznesu, ale dla pacjentów, którzy nie są atrakcyjni z punktu widzenia biznesowego - podkreślił Szumowski. Nowe standardy w szpitalach W przyszłym roku wchodzą w życie przepisy dotyczące standardów okołoporodowych. Pozwalają one m.in. na poznanie przez kobietę ciężarną miejsca, w którym będzie rodzić. Rozmówca Interii zwrócił uwagę, że są do dyspozycji mechanizmy kontrolne, w przypadku, gdy placówki nie wdrażają bądź nie stosują zasad opieki okołoporodowej. - NFZ kontroluje, czy świadczenia są wykonywane zgodnie z prawem, a to oznacza zgodnie ze standardami. Tu nie ma dyskusji, czy chcemy, czy nie. Osoby zarządzające szpitalem muszą je wdrożyć. Chciałbym też, żeby czytały je (standardy okołoporodowe - przyp. red.) ciężarne i wiedziały jakie mają prawa - zwracał uwagę minister. Szumowski poinformował, że ministerstwo zdrowia będzie wykonywać kontrole. Ostrzegł, że za nieprzestrzeganie standardów nakładane będą kary pieniężne. - W skrajnych przypadkach może dojść do przejęcia szpitali od spółek przez samorządy - powiedział i dodał, że standardy nie są tylko podejściem technicznym, ale dedykowanym pacjentce. Zgodnie z decyzją resortu zdrowia w Polsce zmieni się podejście do leczenia chorób psychicznych. - Psychiatria wróci do normalności. Zwiększyliśmy nakłady, podwyższyliśmy wycenę. Psychiatria wyjdzie z zamkniętych oddziałów szpitali - zapewnił szef resortu zdrowia. Poinformował, że rozpoczął się już pilotaż środowiskowych przychodni psychiatrycznych i centrów zdrowia psychicznego dla dzieci. - Będą one bliżej domu. Ważne, aby chory nie był stygmatyzowany i mógł normalnie funkcjonować w społeczeństwie - podkreślał minister. Ewa Wysocka, Bartosz Bednarz