Łukasz Piebiak pytany w rozmowie z gazetą o tzw. aferę hejterską, w wyniku której podał się do dymisji, zapewnił, że "nie było żadnego skandalu". "Ta rzekoma afera zaistniała tylko w sferze medialnej.(...) Wykreowano aferę, która miała uderzyć w Zjednoczoną Prawicę poprzez atak na ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego, będącego liderem jednej z partii obozu rządzącego. Ja nie byłem celem tej 'afery', lecz środkiem do osiągnięcia celu, czyli wygrania przez opozycję wyborów parlamentarnych" - mówi Piebiak. "Po wybuchu 'afery' musiałem odejść, bo nie miałem żadnych szans, aby szybko, jeszcze przed wyborami, wykazać na drodze sądowej, że to tylko prowokacja oparta na fałszerstwie" - zaznaczył były wiceszef MS. W rozmowie z dziennikiem sędzia powiedział, że Magdalena Gałczyńska z Onetu, autorka publikacji ujawniającej tzw. aferę hejterską, "oparła swój tekst na rewelacjach kompletnie niewiarygodnej osoby, nie dochowując należytej staranności dziennikarskiej". Piebiak pytany, dlaczego nie odniósł się do informacji Onetu jeszcze przed publikacją tekstu, zaznaczył, że był przyzwyczajony do atakowania jego i reformy sądownictwa w bardzo niewybredny sposób. "Zawsze starałem się tylko merytorycznie tłumaczyć swoje racje i nie wchodzić w pyskówki, bo dyskusja z internetowymi trollami nie ma sensu. Miałem ważniejsze sprawy. Do głowy mi nie przyszło, że media na poważnie potraktują jakieś sfałszowane screeny. Przecież takie obrazki może zrobić w pięć minut dziecko z podstawówki, co udowodnili adwokaci pokrzywdzonych tą aferą sędziów podczas konferencji prasowej kilka miesięcy temu" - dodał były wiceminister.