Przyznał on, że z własnej inicjatywy - i mimo protestów lekarza - zostawił na jego biurku w klinice MSWiA kopertę z 500 zł. - Na jej widok dr mówił: "Nie, nie" - dodawał W. - Ja w różnych szpitalach słyszałem, że tak trzeba zrobić, że jak się da, to się jest inaczej traktowanym - tłumaczył oskarżony w śledztwie. Podkreślił, że dr G. niczego takiego nie wymagał, ani nie uzależniał od tego zajęcia się pacjentem. Pochodzący z Podkarpacia Władysław W. jest po siedemdziesiątce, od lat miał problemy z sercem. Dr G. zakwalifikował go do operacji i gdy przyjmował go do szpitala pokazywał na modelu serca, co mu musi zrobić. - Zabieg koronarografii się powiódł. Dr G. to porządny lekarz. Myślę, że uratował mi życie, a na pewno je przedłużył i poprawił - dodał oskarżony. W sobotę mówił sądowi, że rozważa dobrowolne poddanie się karze za swój czyn. Sędzia Igor Tuleya zaproponował mu jednak, by jeszcze raz to rozważył - co Władysław W. zaakceptował.