Drugi z rekordzistów w tym samym czasie wykonał ponad siedem tys. telefonów. "Zegar w kościele o północy za długo bije", "sąsiad pali falami radiowymi sąsiadkę", "sąsiadka o godz. siódmej rano chodzi po mieszkaniu w butach na szpilkach" - to fragmenty rozmów, zarejestrowanych przez policyjny komputer monitorujący połączenia. Według Syski mieszkańcy często "mylą" telefon alarmowy z informacją telefoniczną i dzwonią, żeby dowiedzieć się np. o dyżury w szpitalach lub zmiany w rozkładzie jazdy autobusów MPK. Zdarza się również, że - w przypływie fantazji - na interwencyjny numer policji dzwonią młodzi ludzie, aby poinformować dyżurnego np. o szczęśliwie zdanym egzaminie. Takie przypadki zdarzały się w czasie matur próbnych. Kieleccy stróże prawa mogą jedynie apelować do obywateli o ograniczenie nieuzasadnionych zgłoszeń, bo - jak przyznaje Małgorzata Syska - "policja ma obowiązek odebrać każdy telefon". - Blokując telefon alarmowy, uniemożliwiamy policji dotarcie do osób, które w danym momencie pomocy naprawdę potrzebują. Telefon alarmowy - jak wskazuje nazwa - przeznaczony jest wyłącznie do przekazywania informacji dotyczących zdarzeń, w których zagrożone jest bezpośrednio życie, zdrowie i mienie - przypomina Syska.