"Kolekcje nie powstają przy kawiarnianym stoliku, a zbożem się nie handluje, grając na fortepianie" - miała mawiać rzekomo Jadwiga Grabowska, słynna szefowa Mody Polskiej i najbardziej elegancka kobieta w Warszawie. Ale nawet ona umawiała się czasem w "Lajkoniku" na kawę z bratem Jerzym, profesorem Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Bywali tu też architekci, oczywiście - ówczesne sławy, jak Jan Gut, Bohdan Pniewski, Jerzy Hryniewiecki. A także profesor Stanisław Lorentz, dyrektor Muzeum Narodowego, prawnik Wiktor Nowakowski, pisarze - Paweł Hertz, Adolf Rudnicki, Julian Tuwim, Antoni Słonimski, scenografowie, rzeźbiarze, malarze, aktorzy, modelki, dziennikarze i karykaturzyści z ulokowanej po sąsiedzku, pod numerem 16 a, redakcji satyrycznego pisma "Szpilki" (zazwyczaj wpadający w piątki po wypłacie honorariów) i wszelkiej maści "niebieskie ptaki", co pokazał w "Złym" Leopold Tyrmand. "W Lajkoniku ciasnota, jeden stolik na drugim - wspomina Maryna Kobzdej, cytowana przez Martę Sztokfisz w książce "Caryca polskiej mody, święci i grzesznicy". "W godzinach przedpołudniowych piją kawę i plotkują artyści, architekci, pisarz. Powąchali przedwojennego artystycznego sznytu, żart mają specyficzny, gombrowiczowski, na granicy absurdu" - pisze. Mały lokalik, którego oficjalna nazwa brzmiała "Krakowianka", założyły w odbudowanej po wojnie kamienicy, należącej pierwotnie do szwajcarskiego Włocha nazwiskiem Paravaccini, dwie siostry z Warszawy: Maria Choniewska i Maria Jurczak. Wnętrze zawierało zaledwie dziesięć drewnianych stolików z krzesłami, przy których - jak niosła fama - mieściła się każda ilość gości, ściany obłożone niską boazerią, i oczywiście - okazały ekspres do kawy. Ta mikroskopijna przestrzeń stanowiła też w jakimś sensie kontynuację wcześniejszej specyfiki pierwszej kawiarni, tej sprzed stu laty, nazywanej "U Mika", od nazwiska kolejnego właściciela budynku, Karola Mucke. Na jej pięterku znajdował się bowiem pokoik nazywany pieszczotliwie przez stałych bywalców "ciupką", a do tego grona należały tak szacowne postaci, jak pisarze Bolesław Prus, Henryk Sienkiewicz, Bolesław Leśmian i artyści, jak Aleksander Gierymski czy Xawery Dunikowski. W lipcu 1955 za zgodą władz klienci "Lajkonika" ozdobili swoją twórczością graficzną ściany kawiarni. Wedle relacji uczestników odbyło się to spontanicznie: ktoś rzucił hasło malowania, a obecni w lokalu artyści od razu przystawili drabiny, i kłócąc się, co i kto ma namalować, ostatecznie malowali siebie nawzajem. Wizerunki częstych gości kawiarni witały wchodzących już od progu, podobizną Zbigniewa Mitznera, współredaktora naczelnego "Szpilek", któremu wyślizguje się z rąk filiżanka z czarną kawą, obok aktor Kazimierz Rudzki spoglądał na swojego kolegę po fachu Józefa Prutkowskiego; nieco dalej, odwrócony profilem, siedział Lucjan Motyka, który w czasach powstawania malowideł nie był ministrem kultury. Wśród autorów dzieł na ścianach znaleźli się m.in. Zbigniew Lengren, Jerzy Flisak, Eryk Lipiński i Jerzy Srokowski. Oprócz portretów były rysunkowe rebusy, scenki rodzajowe, historyjki z "kluczem". Po zamknięciu legendarnego "Lajkonika" część malowideł niestety uległa zniszczeniu, ale większość przetrwała. Cztery lata temu odrestaurowała je na własny koszt sieć kawiarniana Starbucks, która otwarła w tym samym miejscu własny, wówczas jedenasty w stolicy, lokal. Tradycja przy placu Trzech Krzyży, jak widać, nadal nie ginie. B. C.