Daria i Kamil Zawalscy mieszkają w Łodzi. Pan Kamil odziedziczył po rodzicach 50-metrowe mieszkanie. W 2016 roku wynajął je Jadwidze S., emerytowanej nauczycielce. Do mieszkania wprowadził się również syn nauczycielki, doktor nauk humanistycznych. - Bardzo miła rozmowa, wykształceni ludzie, takich też szukaliśmy, spokojnych, z którymi ta współpraca będzie się dobrze układała - wspomina w materiale "Interwencji" Kamil Zawalski. Przez rok nie było żadnych problemów - Niestety, to była zwykła umowa na wynajem lokalu, nie mieliśmy tam zawartej klauzuli, że oni wskazują lokal, do którego mają zostać eksmitowani (w przypadku braku opłat za czynsz - red.), był to nasz błąd. Przez rok nie było żadnych problemów, oni co miesiąc bardzo terminowo i regularnie uiszczali te opłaty - dodaje Daria Zawalska. W 2017 roku Jadwiga S. i jej syn przestali płacić, ale z lokalu się nie wyprowadzili. Mieszkają w nim do dziś. Jadwiga S. ma niewielką emeryturę, a jej syn jest bezrobotny. Sprawa trafiła do sądu. - Oni nas cały czas zwodzą, że zapłacą, że mają przejściowe problemy z pieniędzmi. Jak się sprawa rozwijała, okazało się, że pani kilka lat temu ogłosiła upadłość konsumencką - opowiada Daria Zawalska. "Znakomicie obeznany w prawie" - Syn jest doktorem nauk humanistycznych, skończył też prawo. Jest znakomicie obeznany w tym, na co pozwala mu ustawa lokatorska i perfidnie to wykorzystuje i mieszkają na nasz koszt - mówi Kamil Zawalski. Dziennikarze "Interwencji" rozmawiali z Jadwigę S. - Jak będzie wyrok sądu okręgowego, to ja będę przestrzegać prawa - zapewnia i tłumaczy, że "nie ma możliwości" opłacać mieszkania. Na uwagę właścicieli, iż jest im winna 35 tys. zł, odparła: policzę. - Opłacają sobie teraz sami prąd i gaz. Mimo że umowa jest na mojego męża, to oni jakoś się w gazowni, w zakładzie energetycznym dowiadują, jakie to są sumy i sami je opłacają - opowiada nam Daria Zawalska. Jadwiga S. dostała nakaz emisji, ale z prawem do lokalu socjalnego. Jej synowi lokalu nie przyznano. Dzicy lokatorzy odwołali się od wyroku. I nadal mieszkają. A w kolejce po mieszkania socjalne w Łodzi czeka... cztery tysiące osób. Właściciel mieszkania zakuty w kajdanki - Wzywają policję pod pretekstem, że zaburzamy ich mir domowy. Ostatnia interwencja skończyła się tak, że zakuto mnie w kajdanki, wsadzono do radiowozu i zagrożono, że wywiozą na 48 godzin. Żona internowała, wybiegli sąsiedzi. Kto tu jest poszkodowanym? - pyta Kamil Zawalski. Właściciele nie mają dostępu do mieszkania. Dzicy lokatorzy wymienili zamki w drzwiach. Pani Daria i pan Kamil w takiej sytuacji nic nie mogą zrobić. Takie jest prawo. - Ten pan powiedział mojemu mężowi wprost, że on tam będzie mieszkał tak długo, jak się da, bo wie, że może, bo taka jest ustawa - twierdzi pani Daria.