Mężczyzna domagał się zwolnienia z aresztu siedmiu żołnierzy podejrzanych w sprawie sierpniowej akcji w Afganistanie, w której zginęło sześciu cywilów. Przez kilka godzin ruch w centrum Łodzi był utrudniony. Ubrany w moro 37-latek na Pl. Wolności oblał się, jak twierdził, łatwopalną substancją i groził, że podpali się po godzinie 12. Krzyczał m.in.: "To jest wojna, krew za krew", "Gdzie byli dowódcy, którzy wydali rozkaz", "Gdyby do Was strzelali, też byście strzelali". Po rozmowach z policyjnymi negocjatorami zdecydował się oddać w ręce antyterrorystów. Ci otoczyli go i kazali mu zdjąć kurtkę, by sprawdzić czy nie ma pod nią np. ładunków wybuchowych. Na razie nie wiadomo kim jest 37-latek i czy w jakiś sposób był związany z którymś z aresztowanych żołnierzy. O aresztowaniu żołnierzy zdecydował w ubiegłym tygodniu Sąd Garnizonowy w Poznaniu. Decyzję tą uzasadnił zachodzącą obawą matactwa i grożącym podejrzanym surowym karom więzienia. Sześciu żołnierzom prokuratura zarzuciła zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi od 12 lat więzienia do dożywocia. Siódmemu postawiono zarzut ataku na niebroniony obiekt cywilny - grozi mu do 25 lat więzienia. Do tragicznego zdarzenia doszło 16 sierpnia, gdy polscy żołnierze otworzyli ogień w kierunku jednej z afgańskich wiosek.