Dziś nowości w dużych sieciach księgarskich, supermarketach i księgarniach internetowych można kupić ze znacznymi rabatami. "Nowe przepisy gwarantowałyby utrzymanie stałej ceny premierowej pozycji przez 12 miesięcy od ukazania się na rynku. Książki byłyby tańsze, bo wydawca nie wliczałby w ich koszty wymuszonej 20-procentowej promocji" - wyjaśnia dyrektor generalny Polskiej Izby Książki Grażyna Szarszewska. Jej zdaniem, żeby książka była tańsza, a pozycje wartościowe na rynku miały szansę, potrzebna jest regulacja tego rynku.Wszystkie przeceniane hity podbijają obrót, ale jest to kosztem innych tytułów, których wtedy w ogóle na półkach nie ma. "Dziś wydawca - jak zaznacza Szarszewska - kalkuluje cenę wyjściową uwzględniając straty, które poniesie przez istnienie promocji, bo chce mieć zysk potrzebny na pokrycie honorariów i innych kosztów związanych z wydawaniem książki". W ciągu ostatnich pięciu lat o około 30 procent - z 1850 do 700 placówek - zmniejszyła się w kraju liczba księgarń, szczególnie tych mniejszych, które nie są w stanie się utrzymać. "Dramatycznie to brzmi szczególnie w kontekście tego, co doświadczają kraje, gdzie na rynek wszedł Amazon" - wyjaśnia Grażyna Szarszewska. W tej chwili w Wielkiej Brytanii Amazon zdobywa pozycję monopolisty, co jest zawsze niezdrowe. "Koledzy-księgarze z Niemiec ostrzegają nas, że jeżeli nie będziemy mieli w kraju ustawy o jednolitej cenie książek, to zginiemy" - mówi dyrektor Polskiej Izby Książki. Ta ustawa - ich zdaniem - chroni przed monopolizacją jednego wielkiego gracza. List otwarty "Polska książka potrzebuje ratunku" dostarczono premier Ewie Kopacz 22 października, ale podpisy zbierane są nadal. Dotychczas podpisali się pod nim m.in. Krystyna Janda, Olga Tokarczuk, Szczepan Twardoch, prof. Jerzy Bralczyk, prof. Franciszek Ziejka, Krzysztof Daukszewicz, Zygmunt Miłoszewski i Agata Młynarska.