Zapowiedź ta nie oznacza jednak powrotu na scenę przedstawicieli formacji z marginesu politycznego. Zjazd ma się odbyć, by... oficjalnie zakończyć żywot sojuszu Ligi Polskich Rodzin i Samoobrony. - Musimy wszystko załatwić zgodnie z literą prawa, a przyjęty statut przewiduje, że decyzję o rozwiązaniu partii mogą podjąć tylko jej członkowie - przekonuje rzecznik Samoobrony Mateusz Piskorski. Czy komukolwiek będzie się chciało pofatygować na zjazd kończący coś, czego już i tak nie ma? - Wierzę, że tak. Jesteśmy przecież osobami odpowiedzialnymi - przekonuje Piskorski, jeden z członków zarządu LiS. Innego zdania jest jednak Roman Giertych. - W ubiegłym roku wysłałem do Andrzeja Leppera pismo, że nie interesuje mnie działalność w ramach LiS. Niech Samoobrona sama zajmie się zakończeniem jego żywota - twierdzi były szef LPR. To jest niezbędne, bo zgodnie z ustawą o partiach politycznych ugrupowanie, które nie zostało wykreślone z rejestru sądowego, musi składać coroczne sprawozdania z bieżącej działalności. - Skoro LiS wciąż oficjalnie istnieje, to w 2009 roku politycy tej partii będą zobowiązani do złożenia takiego dokumentu - przypomina Tomasz Gąsior z Państwowej Komisji Wyborczej. LiS powstał z inicjatywy szefów Samoobrony i LPR w lipcu 2007 r. jako próba ratunku dwóch przystawek przed żarłocznością PiS. Porozumienie rozpadło się po dwóch miesiącach - przypomina "Newsweek".