W koalicyjnej kłótni wytoczył w sobotę przeciw ciężkie działo. Politykom partii braci zarzucił obsadzanie rządowych stanowisk osobami z rodziny i powinowatymi. - Skala nepotyzmu w PiS jest przerażająca - stwierdził Wierzejski. A o jednym z ministrów powiedział, że w przyrządowych agencjach zatrudnia krewnych "do czwartego pokolenia". W rozmowie z "ŻW" nie chciał jednak zdradzić, kogo ma na myśli. -Wystarczy przejrzeć sejmowy rejestr korzyści - uciął. - Nie mam pojęcia, o kim mówił. Nie rozmawialiśmy wcześniej o tym - mówi "ŻW" Krzysztof Sikora z Samoobrony, który razem z Wierzejskim zorganizował sobotnią konferencję. - Chodzi o Przemysława Gosiewskiego. Co chwilę słychać, że po rządowych agencjach upycha znajomych i krewnych. Ale on nie jest jedyny - zdradza jeden z wysoko postawionych polityków LPR. - Jeśli politycy LPR mnie mają na myśli, to opowiadanie takich rzeczy traktuję jako wyjątkową złośliwość - oburza się na to wicepremier Gosiewski. Przyznaje, że jego żona pracuje w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. - Ale nie ma to nic wspólnego z nepotyzmem - tłumaczy. - Moja żona pracuje w tej agencji, ponieważ ma do tego kompetencje. Po pierwsze, pracę tam zaczęła w lutym 2006 r., a ja wtedy nie pełniłem jeszcze funkcji rządowych. Po drugie, wcześniej pracowała w Agencji Rynku Rolnego, a po trzecie - jest magistrem rolnictwa.