W środę (18 listopada) w Warszawie protestujący przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego zgromadzili się przed siedzibą TVP. Demonstrantów otoczył tam kordon policjantów. Dostęp na plac zablokowano ze wszystkich stron. Po próbie przerwania kordonu przez uczestników manifestacji policja użyła wobec nich gazu pieprzowego. Spryskane nim zostały m.in. aktywistki Strajku Kobiet Marta Lempart i Klementyna Suchanow oraz posłanka Lewicy Magdalena Biejat. Na placu dochodziło do bójek i przepychanek z policją. Rzucane były petardy, odpalano race. Demonstranci krzyczeli "Puśćcie nas do domu". W akcji brali też udział nieumundurowani policjanci. Lempart: Partyjna policja - Wczoraj w Warszawie mieliśmy do czynienia z sytuacją bezprecedensową. Prywatna osoba - pan wicepremier Kaczyński - zarządził, że zajmie sobie kilkanaście ulic barierkami. Nikt w urzędzie miasta nie słyszał o zajęciu terenu, nikt o żadne zgody się nie zwracał, co oznacza, że ktoś wystawił nam całą masę żelastwa. Ale ważniejsze jest to, że panowie w policyjnych mundurach przyjęli zlecenie prywatne od pana Kaczyńskiego ochrony tych barierek. Powinni byli odmówić wykonania tego rozkazu - mówiła na konferencji prasowej Marta Lempart.- Wczoraj ostatecznie skompromitowała się formacja, która powinna być policją państwową, natomiast stała się policją partyjną, bo przyjęła prywatne zlecenie od bardzo przestraszonego pana posła Kaczyńskiego. Służyli jako jego prywatna armia (...). Mieliśmy do czynienia z całym szeregiem naruszeń, m.in. policjanci nie mieli naszywek, dokonywali bezprawnie legitymowania. Zachowywali się agresywnie, eskalowali, użyli środków przymusu - powiedziała Lempart. Zaznaczyła, że użycie siły przez policję było - jej zdaniem - bezprawne, bo "demonstracja była legalna". - Demonstrujący chcieli zastosować się do polecenia rozejścia się. Policja wtedy zaatakowała protestujących, otoczyli ludzi kordonem - relacjonowała Lempart. - Tam, gdzie to możliwe, będziemy mówić o panach i paniach w policyjnych mundurach, a nie policjantach, bo to nie jest policja - stwierdziła liderka Strajku. "To, co się wczoraj wydarzyło, przelało czarę goryczy" - Używali przemocy wobec osób, które chciały się odejść. Polska policja biła i gazowała protestujących, dziennikarzy i posłów. To, co się wczoraj wydarzyło, przelało czarę goryczy - powiedziała jedna z liderek Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. - Policja powinna zastanowić się nad swoim zachowaniem. Powinni przeprosić Martę (Lempart - red.) i wszystkich, którzy protestowali. To, co się dzieje, to jest białoruski scenariusz - mówiła. Suchanow o "ekipie policyjnych tajniaków" - Kiedy pojawili się w tłumie, my myśleliśmy, że to jest jakaś grupa nazioli. Wyciągnęli pałki i zaczęli uderzać nimi na oślep. Chciałam wrzucić zdjęcie na Twittera. Dopiero przy powiększeniu zauważyłam, że na ramieniu mieli opaski z napisem "Policja" (...). Nie było żadnego powodu żeby używać siły, gazy wobec protestujących (...). Nie wiemy jak to rozumieć - relacjonowała przebieg środowych wydarzeń Klementyna Suchanow. Dodała, że to jest "ta sama ekipa" tajniaków, którą widzieli przy poprzednich protestach. - Dzieją się dziwne rzeczy - powiedziała. Organizatorki przekazały, że w środę zatrzymano około 30 osób. Organizatorki protestów: Kolejne wydarzenie 28 listopada Ogólnopolski Strajk Kobiet zapowiedział kolejne wydarzenie na 28 listopada w 102. rocznicę uzyskania przez Polki czynnego i biernego prawa wyborczego, ale na razie nie podano szczegółów. - Zmieniamy tradycję. Od dziś 28 listopada będziemy świętować dzień niepodległości - ogłosiły liderki protestów.