W czerwcu Rada Europejska zdecydowała, że państwa UE powinny zadeklarować przyjęcie w sumie 60 tys. osób (40 tys. z Grecji i Włoch oraz 20 tys. z obozów poza Unią). Polska ma przyjąć w ciągu dwóch lat (2016-2017) 1100 osób od Włoch i Grecji oraz zaoferowała 900 miejsc dla uchodźców przesiedlanych bezpośrednio z obozów poza UE. Mają to być głównie obywatele Syrii oraz Erytrei. Przed przyjazdem zostaną sprawdzeni przez polskie służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo. Następnie trafią do ośrodków Urzędu do Spraw Cudzoziemców, gdzie zostaną objęci opieką medyczną, nauką języka polskiego oraz programami integracyjnymi. Z kolei na początku lipca do naszego kraju przyleciało ponad 150 syryjskich chrześcijan, sprowadzonych przez Fundację Estera. Dyskusji dotyczącej relokacji migrantów, która przez kilka miesięcy toczyła się na forum UE, towarzyszyła debata publiczna w naszym kraju - zastanawiano się m.in., czy stać nas na przyjmowanie uchodźców, czy powinni to być wyłącznie chrześcijanie, czy jesteśmy w stanie zapewnić im programy integracyjne, ułatwiające przystosowanie się do życia w Polsce. Prof. Fuszara przypomniała w rozmowie, że udzielaniem schronienia uchodźcom rządzi szczególny mechanizm: uchodźcy sami wskazują kraj, do którego chcą przyjechać, wybierając spośród tych, które oferują im gościnę. "Potrafię sobie wyobrazić, że Polska będzie wybierana częściej przez chrześcijan niż przez wyznawców innych religii. Jeśli to będzie świadomy wybór osób poszukujących bezpiecznego schronienia, to świetnie. Jeśli wybiorą nas osoby innej religii, to mam nadzieję, że przyjmiemy ich tak samo gościnnie" - powiedziała pełnomocniczka. Przypomniała, że Polacy byli przyjmowani podczas II wojny światowej przez bardzo różne kraje. - Mamy doświadczenia z wędrówką naszych wojsk i uchodźców, w tym licznych grup dzieci, wyprowadzanych z terenów Związku Radzieckiego przez Indie, Iran, Irak - kraje bardzo różnych kultur. Oczywiście to była sytuacja wojenna, ale pamiętajmy, że do nas mają przyjechać również ludzie z krajów, gdzie toczy się wojna - podkreśliła. - Nie mogę tego pojąć - biorąc pod uwagę naszą historię - że mogą być w naszym kraju politycy, którzy szerzą ksenofobię, zwłaszcza wobec zagrożenia życia podczas wojen czy innych aktów skrajnej nienawiści i nietolerancji - dodała prof. Fuszara. Jej zdaniem szerzenie lęku przed przyjmowaniem uchodźców, a w skrajnych przypadkach także nietolerancji i ksenofobii, jest z jednej strony "elementem działań, na których niektórzy politycy chcą zbić kapitał, podsycając pewne obawy". - To oni najczęściej mówią o przyjmowaniu wyłącznie chrześcijan. Z drugiej strony jest przejawem zaściankowości, którą trudno zrozumieć w świecie, w którym normą jest różnorodność kulturowa, sąsiadowanie i współistnienie różnych wyznań i kultur - oceniła pełnomocniczka. Jak zaznaczyła, nie można zakładać, że w takich sytuacjach nie pojawiają się żadne spory czy konflikty. - One pojawiają się zawsze, gdy są między ludźmi różnice zdań, poglądów, przyzwyczajeń, obyczajów. To, czego musimy uczyć, najlepiej już w szkole, to umiejętność dochodzenia do porozumienia bez przemocy. Bo nie chodzi o to, abyśmy udawali, że między ludźmi nie ma różnic, ale byśmy zdawali sobie sprawę, że odmienność może być ciekawa, może nas wzbogacać, a różnice nie powinny stawać się zarzewiem konfliktów. Musimy uczyć tego, że ludzie z różnych kultur, różnych religii, mogą świetnie funkcjonować wspólnie albo pokojowo obok siebie - powiedziała prof. Fuszara. W jej ocenie lęk przed uchodźcami będzie tym słabszy, im więcej osób będzie miało styczność z krajami, gdzie wielokulturowość istnieje już od dawna. - Musimy ludzi przygotowywać do świata wielokulturowego, bo on i w Polsce będzie się stawał normą - zaznaczyła.