O odwołaniu licytacji poinformował dziś sam Kurski. Jak powiedział, licytacja nie doszła do skutku, bo złożył on odwołanie od decyzji komornika, w którym podważył wycenę auta. Według Kurskiego samochód został wyceniony za nisko (na nieco ponad 70 tys. zł). Jak wyjaśnił, po jego wniosku komornik ma przeprowadzić wycenę jeszcze raz. - Nowy termin licytacji ma zostać wyznaczony w ciągu dwóch tygodni. Najprawdopodobniej odbędzie się ona na początku sierpnia - poinformował Kurski. Europoseł PiS przebywa w Strasburgu. Proces z gazetą Licytacja BMW Kurskiego związana jest z przegranym przez polityka PiS procesem, jaki wytoczyła mu "Gazeta Wyborcza". W maju 2006 r. w programie TVP "Warto rozmawiać" Kurski - wówczas poseł PiS - demonstrując egzemplarz "GW" z artykułem o sobie powiedział, iż są w nim "same kłamstwa". Wskazywał, że "GW" wiele miejsca na kolejnych stronach poświęca na "oszalałe ataki na PiS". Poseł uznał, że wynikają one z faktu, iż gazeta "funkcjonuje w układzie medialnym" ze spółką J&S importującą do Polski paliwa, która - według Kurskiego - wyprowadza z kraju miliony. Dowodem na ten układ miała być - według posła - całostronicowa reklama J&S w gazecie. W jego opinii, reklama tej spółce nie jest potrzebna, bo J&S to monopolista na polskim rynku. Agora pozwała wtedy Kurskiego, żądając przeprosin w gazecie, w TVP2 przed programem "Warto rozmawiać" lub "Panoramą" oraz wpłaty 25 tys. zł na cel społeczny. Sąd Okręgowy nakazał Kurskiemu przeprosiny, ale kwotę ograniczył do 10 tys. zł, uznając, że poseł poniesie także koszty ogłoszeń w gazecie i telewizji. Kurski odwołał się od tego wyroku, ale Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał go w mocy. 10 lipca 2008 r. Kurski skomentował wyrok Sądu Okręgowego. Stwierdził wtedy m.in., że jego zdaniem, mamy do czynienia w Polsce z dławieniem wolności słowa i terrorem "Gazety Wyborczej", która, "przy pomocy posłusznych i usłużnych sędziów niedopuszczających żadnych wniosków dowodowych, może każdego zniszczyć i opluć, kto z powodu nierówności ekonomicznych nie ma szans procesować się z nimi". Również za tę wypowiedź został pozwany przez Agorę, a sąd nakazał publikację przeprosin. Gazeta sama się przeprosiła Przed dwoma tygodniami na łamach "GW" opublikowane zostało oświadczenie podpisane nazwiskiem Kurskiego. "Przepraszam Agorę SA, wydawcę Gazety Wyborczej za rozpowszechnianie zniesławiającej wypowiedzi, godzącej w jej dobre imię i wiarygodność w odbiorze opinii publicznej" - napisano w oświadczeniu. "W wypowiedzi, której udzieliłem serwisowi PAP w dniu 10 lipca 2008 roku, przedstawiłem nieprawdziwe, zniesławiające zarzuty w stosunku do spółki pod firmą Agora SA z siedzibą w Warszawie, będącej wydawcą Gazety Wyborczej" - głosił również tekst opublikowany w "GW". Zaznaczono w nim, że oświadczenie jest następstwem przegranego procesu sądowego. Jak wyjaśnił pełnomocnik procesowy Agory S.A., Piotr Rogowski, ponieważ Kurski, mimo kolejnych wezwań, nie opublikował przeprosin, Agora S.A. "zrealizowała postanowienia tych orzeczeń w ramach tzw. wykonania zastępczego". - Właściwe sądy w postępowaniu egzekucyjnym umocowały prawomocnie Agorę SA do publikacji oświadczeń z przeprosinami na koszt dłużnika Jacka Kurskiego - poinformował Rogowski. Po tym, jak sądy wyraziły zgodę na publikację oświadczeń przez samą Agorę, ale na koszt Kurskiego, komornik zajął auto posła tak, by z licytacji pokryć należność za publikację przeprosin na łamach "GW". Kurski w oświadczeniu przesłanym PAP po publikacji przeprosin w "GW" napisał m.in.: "Nie mogę przepraszać kogoś, kto wielokrotnie na mój temat kłamał, w dodatku za to, że wypowiadałem się w ważnej sprawie dla opinii publicznej, której w demokratycznym państwie nie można przemilczeć". Zaznaczył, że złożył skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu od wyroku, na który powołuje się Agora, a sprawa czeka na rozpatrzenie. "Agora S.A. nie czekając na werdykt Trybunału w Strasburgu siłą wykonuje wyrok, publikując przeprosiny bez mojej wiedzy i zgody" - napisał Kurski. Dzisiaj, informując o odwołaniu licytacji, Kurski zaznaczył, że zależy mu na dużym zainteresowaniu opinii publicznej sprawą licytacji. - Polityk, który ma bronić społeczeństwa z mandatu społecznego, wypowiada się w sposób, który broni ewidentnie interesów społeczeństwa i jest za to licytowany - powiedział Kurski, dodając, że jest to "próba zakneblowania ust ludziom, którzy mają bronić społeczeństwa".