Dziennikarze Tomasz Gzell i Jan Pawlicki relacjonowali liczenie głosów po wyborach samorządowych i zajęcie przez demonstrantów siedziby PKW. Zostali zatrzymani razem z osobami okupującymi siedzibę komisji. Spędzili w areszcie 20 godzin. Ostatecznie sędzia uznał, że policjanci zatrzymali dziennikarzy przez pomyłkę. Marcin Lewicki liczy, że to nie koniec sprawy i doczekamy się wyjaśnień samej policji. Według niego, policja nie pokazała się z dobrej strony także w trakcie rozprawy. Jeden ze świadków, przedstawiciel policji pytany czy ktoś, kto pokazuje legitymację dziennikarską i ma mikrofon z logo stacji i stoi przy statywie z kamerą, jest dziennikarzem, odpowiedział że nie. Podobnie odpowiedział pytany, czy zna prawo prasowe. Marcin Lewicki dodał, że przy okazji sprawy dziennikarzy, można było pokazać, gdzie istnieją nieprzekraczalne granice, których ani policja, ani przedstawiciele mediów nie powinni przekraczać. - W PKW to policja je przekroczyła, a nie dziennikarze - dodał gość PR24