- Wejście do UE niczego nie kończy. Zrealizowaliśmy jeden ważny odcinek, ale uczestniczymy dalej w sztafecie (...) Następne rządy powinny teraz wywalczyć najlepsze miejsce Polski w Europie - mówił były premier Leszek Miller, który finalizował wejście Polski do Wspólnoty. Zdaniem Millera, nowy rząd w Polsce powinien postawić sobie bardzo ambitny cel, jakim - w jego ocenie - powinno być "jednoznaczne posłanie z Warszawy, że chcemy silniejszej integracji i silniejszej Europy". - Kryzys, z którym mamy do czynienia powinien przyspieszyć te procesy - dodał Miller. - Albo zostajemy tu, gdzie jesteśmy, albo idziemy krok dalej, w kierunku ściślejszej integracji Europy, federacji zjednoczonych państw, ściślej powiązanych ze sobą - podkreślił. Wicepremier, minister infrastruktury w rządzie SLD-UP-PSL Marek Pol wspominał jak Miller, jako premier "katował" swoich ministrów, aby zamykali jak najwięcej obszarów negocjacyjnych, a także trudy ostatnich negocjacji na szczycie w Kopenhadze. - To były momenty, dla których warto było żyć, pracować, tyrać po nocach, obrywać - dodał Pol. Szef SLD Grzegorz Napieralski zaznaczył, że ważne jest, aby to "ostatnie okrążenie" w negocjacjach akcesyjnych zapamiętać, bo było ono "najważniejsze". - My lewa strona sceny politycznej wiemy jakiej chcemy Europy - silnej, zjednoczonej, jeszcze bardziej zintegrowanej. Tylko silne organizmy mogą walczyć z kryzysem finansowym - mówił Napieralski. Kulisy negocjacji prowadzących do członkostwa Polski w Unii Europejskiej Miller opisał w swojej książce pt. "Tak to było". Relacjonuje w niej piętnaście miesięcy - od października 2001 r. kiedy objął stanowisko Prezesa Rady Ministrów, do grudnia 2002 r. - czyli zakończenia negocjacji. W rozdziale o kończącym negocjacje szczycie UE w Kopenhadze w grudniu 2002 r. opisuje szczegółowo, godzina po godzinie toczące się rozmowy - często bardzo gorące, zwłaszcza te dotyczące ustalenia przysługujących Polsce kwot mlecznych. "Dramat zaczął się przy mleku. Biały napój jawił się jako poważny problem od początku negocjacji" - czytamy w książce. Miller podkreślił, że premier przewodniczącej UE Danii Anders Fogh Rassmusen zapowiedział, że "nie jest w stanie wyjść poza hurtową kwotę mleka wyznaczoną (dla Polski) na 7 mln ton". "A ja, że możemy to przyjąć tylko pod warunkiem przesunięcia oferowanych nam 2 mln ton do kwoty hurtowej ze sprzedaży bezpośredniej. W kolejnych rundach Rassmussen z trudem zwiększał wielkość przesuniętej kwoty aż doszedł do 8 mln ton" - opisuje Miller w książce. Jak podkreślił, wicepremier, minister rolnictwa, szef koalicyjnego PSL Jarosław Kalinowski "uważał, że absolutne minimum to pół miliona więcej". "Duńczyk rozłożył bezradnie ręce" - dodał Miller. Jak relacjonuje dalej, odszukał Kalinowskiego i "usiedli na schodach poza wzrokiem ciekawskich". "Jarek masz to wszystko załatwione, łącznie z dopłatami bezpośrednimi i to na wyższym niż się spodziewano poziomie. Jesteśmy o krok od zakończenia negocjacji. Nie możemy utonąć w mleku" - przytacza rozmowę z Kalinowskim b. premier. "Kwota mleczna to mój absolutny priorytet - odpowiedział Kalinowski - Jeśli nie będzie jeszcze pół miliona ton muszę ogłosić klęskę rokowań i wyjść z koalicji" - miał powiedzieć wówczas Kalinowski. W czasie tej rozmowy do Millera dzwoni prezydent Aleksander Kwaśniewski. "Wiem, że ciężko wam idzie, rozmawiałem z Kalinowskim, on jest w jakimś strasznym stresie" - relacjonuje rozmowę b. szef rządu. "Może by ktoś do niego zadzwonił, wiesz ktoś z autorytetów" - mówi Kwaśniewski. "Dobry pomysł, niech Witos zadzwoni" - odpowiada ironicznie Miller. "Myślałem o tym, ale Witos zgubił swoją komórkę" - mówi prezydent. "To pożycz mu swoją. Olek muszę już kończyć" - skwitował Miller. Następnie opisuje kolejną tego dnia rozmowę z Rassmusenem. "Więc pana rząd, sytuacja w Polsce i losy naszego rozszerzenia zależą od pół miliona ton mleka?" - pyta szef duńskiego rządu. "Tak panie premierze" - odpowiada Miller. "Zatem z upoważnienia moich kolegów mogę zaoferować panu tę kwotę" - oświadczył Rassmusen. Pytany o kulisy powstania książki Miller mówi, że bardzo żałuje, że nie pisał wówczas pamiętnika. "Miałem tylko luźne zapiski po ważniejszych rozmowach, konfrontowane z moimi kolegami, przyjaciółmi, którzy w tych wydarzeniach uczestniczyli i zapisami np. tłumaczy. Napisanie książki wymagało dużego wysiłku, zacząłem prace dwa lata temu" - podkreślił. Wstęp do książki napisał Gunter Verheugen, który Leszka Millera nazywa "właściwym człowiekiem, który znalazł się na właściwym miejscu i we właściwym czasie", aby wprowadzić Polskę do UE.