Przypomnijmy, że w poniedziałek działająca przy MON podkomisja kierowana przez dr. Wacława Berczyńskiego, która ponownie bada przyczyny katastrofy prezydenckiego tupolewa, przedstawiła prezentację, z której wynikało m.in., że Tu-154M w został 10 kwietnia 2010 roku rozerwany eksplozjami w kadłubie, centropłacie i skrzydłach, a destrukcja lewego skrzydła rozpoczęła się jeszcze przed przelotem nad brzozą. W kadłubie samolotu mogło - zdaniem podkomisji - dojść do wybuchu ładunku termobarycznego. "Szefowa naszego rządu powinna oficjalnie poinformować Kwaterę Główną NATO, a także szefów państw NATO, że w przestrzeni powietrznej Rosji na pokładzie polskiego samolotu z prezydentem zdarzył się wybuch, który pociągnął za sobą śmierć wszystkich pasażerów tego samolotu" - stwierdził w TVN24 Leszek Miller. "Jeżeli okaże się, że polski prezydent i towarzyszące mu osoby zostały zabite w przestrzeni powietrznej Rosji i dalej nie pojawią się żadne konsekwencje, to Polska się ośmieszy, albo udowodni, że jest całkowicie osamotniona" - dodał były premier. Tezy podkomisji Antoniego Macierewicza podważa m.in. Maciej Lasek, były szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych i członek komisji Jerzego Millera. "Rejestrator nie zarejestrował odgłosu wybuchu, natomiast zarejestrował krzyki załogi i krzyki pasażerów do momentu zderzenia samolotu z ziemią" - powiedział Lasek w radiu Tok FM. Dodał też, że w kabinie nie odnotowano skoku ciśnienia, który wywołałaby bomba termobaryczna.