Polityk twierdzi, że nie można oddzielić tak ważnych zdarzeń od polityki, stąd wizyty nie tylko rządzących, ale także kandydatów na prezydenta w miejscach, dotkniętych zalaniem. Leszek Miller uchyla się od bezpośredniej odpowiedzi na pytanie, czy reakcja nie była spóźniona. Twierdzi tylko, że po 2000 r. wprowadzono nowoczesne systemy ostrzegania, nie można więc ewentualnie mówić o zaskoczeniu, a tylko o zaniedbaniach lub niekompetencji. Na pytanie, czy ta powódź może zaszkodzić obecnemu rządowi, pada odpowiedź: "To zależy, co się będzie działo dalej". Czyli, jakie będą działania, gdy woda ustąpi. "To nie jest sprawa tylko rządu, bo część odpowiedzialności spada na samorządy" - podkreślił Miller. "Jeśli pan premier Tusk mówi w pewnym momencie do powodzian: 'Zapamiętajcie, kto to spieprzył', to być może ma na myśli także kolegów z własnej partii, bo przecież na tamtym terenie władzami samorządu mogą być ludzie Platformy" - stwierdził były premier. "Wydaje mi się, że w takich sytuacjach wszyscy robią to, co mogą, zwłaszcza służby straży pożarnej i policji. Ale prawdziwy egzamin, prawdziwa weryfikacja sprawności państwa nastąpią, gdy woda opadnie. Wtedy ukaże się prawdziwy obraz tego nieszczęścia" - powiedział Leszek Miller. Więcej o podobieństwach i różnicach żywiołów z 1997 r. i 2010 r. w rozmowie z Leszkiem Millerem w dzienniku "Polska The Times". Powódź w Polsce - raport specjalny Sprawdź prognozę dla swojego regionu