Franek urodził się jako wcześniak w zamartwicy. Ważył niewiele ponad kilogram. Przeszedł wylew, wodogłowie, ma dziecięce porażenie mózgowe i hipoplazję nerwu wzrokowego. "Miał nie chodzić, nie mówić, nie oddychać samodzielnie. Właściwie, Franciszek miał nie żyć" - pisze jego mama. Jak opowiada Julia, mama chłopca, Franek rozwija się wbrew wszelkim przewidywaniom i zapowiedziom lekarzy. Jest inteligentnym i ciekawym świata dzieckiem, jest samodzielny, sam oddycha i mówi. To efekt długiego leczenia, kilku operacji, wielu rehabilitacji, turnusów i konsultacji, którym podporządkowane jest życie jego rodziny. Problemem małego Franka jest to, że jego nóżki nie działają. Mimo cierpliwych ćwiczeń na sali rehabilitacyjnej, chłopiec nie jest w stanie samodzielnie postawić kroku. Tymczasem on chciałby biegać razem z innymi dziećmi. Na razie to jego mama bierze go na ręce i pędzi z innymi maluchami, by jej synek nie czuł się gorszy. Rodzicom chłopca po latach poszukiwań udało się znaleźć szansę na ratunek dla Franka. Ta operacja ma ocalić go od spędzenia życia na wózku inwalidzkim. Franek musi przejść zabieg rekonstrukcji stawów w Paley European Institute, która zaplanowana jest pomiędzy 13 i 16 listopada. Zegar tyka, a czasu jest coraz mniej, bo na dwa tygodnie przed zabiegiem trzeba zapłacić 30 proc. całej kwoty. Mama chłopca ma nadzieję, że za kilka miesięcy na pytanie "Mamo, pobiegniemy?" będzie mogła odpowiedzieć "ruszaj przed siebie" i obserwować jak Franek stawia kolejne kroki. Jak pomóc dowiesz się Tutaj