Już dwa tygodnie mieszkańcy Rozmierzy (woj. opolskie) i czterech okolicznych wsi nie mają opieki lekarza rodzinnego. Jedyna pracująca w miasteczku lekarka zmarła. 81-latka prowadziła przychodnię, do której zapisanych było 1300 osób. - Nie ma zastępstwa i nie wiem kiedy będzie. Z tego co mi wiadomo nie ma chętnych do pracy w tej poradni. Jesteśmy zostawieni sami sobie - mówi Interii Róża Willim, sołtys Rozmierzy. Razem z włodarzami innych wsi podlegających pod niedziałającą już przychodnię zwróciła się do NFZ z prośbą o reakcję. - Odpowiedź była taka, że są w okolicy inne poradnie rodzinne, do których mieszkańcy mogą się zapisać - informuje nasza rozmówczyni. "Mieszkańcy sobie nie radzą" Na drzwiach przychodni wisi więc informacja z wykazem placówek do wyboru. Mieszkańcy najbliżej mają do Strzelec Opolskich, miejscowości oddalonej o 10 kilometrów. Do pozostałych trzeba pokonać 20-30-kilometrową trasę. - Mieszkańcy sobie nie radzą. Są pacjenci, którzy potrzebują recepty na już, oni próbują zapisać się do lekarza w Strzelcach Opolskich. Problem polega na tym, że tam przychodnie są przeładowane pacjentami. Bardzo trudno jest się dostać - przekazuje nam sołtys. Co więcej, nie każdy ma samochód i możliwość dojazdu. - Są ludzie, którzy pójdą pieszo, albo dojadą rowerem. Ale to tylko młodsze osoby. Co mają zrobić starsi? - pyta sołtys Róża Willim. 2000 pacjentów bez lekarza rodzinnego Podobna sytuacja jest w miejscowości Trzcianne na Podlasiu. W połowie sierpnia zmarł lekarz prowadzący miejscową przychodnię. Po jego śmierci 2000 pacjentów pozostało bez opieki specjalisty medycyny rodzinnej. - To był prezes podlaskiego Porozumienia Zielonogórskiego Włodzimierz Bołtruczuk, miał 67 lat - mówi Interii Joanna Zabielska-Cieciuch, wiceprezes związku. I opowiada, że lekarz przyjmował pacjentów z trzech wsi. W ostatnich latach pracował sam, bo druga specjalistka wyprowadziła się do Szkocji. W miejscowości funkcjonował jeszcze kiedyś Gminny Ośrodek Zdrowia, ale trzy lata temu został zlikwidowany. Pracujący w nim lekarz osiągnął wiek emerytalny, był też schorowany, a chętnych na jego miejsce nie było. To oznacza, że w Trzciannem są dwie przychodnie, które stoją obecnie puste. Poszukiwania lekarza trwają, wójt gminy uspokaja - My też kogoś szukaliśmy, chcieliśmy pomóc. Po śmierci prezesa do końca sierpnia w jego poradni pracował lekarz na zastępstwo, ale on mieszka 50 kilometrów od tej miejscowości. Do tego samodzielnie nie chciał poradni prowadzić - nie mógłby wziąć urlopu i ani pojechać już na żadne szkolenie. Stwierdził, że będzie niewolnikiem tego miejsca - relacjonuje Joanna Zabielska-Cieciuch. Lekarka pyta jeszcze specjalistów z Białegostoku, czy mogliby chociaż kilka razy w tygodniu podjechać do Moniek i tam przyjmować pacjentów z Trzciannego. - Bo te przychodnie, które są w Mońkach, też już mają na tyle dużo pacjentów, że jest to dla nich problem, aby przyjąć kolejnych - wskazuje Zabielska-Cieciuch. Wójt gminy Trzcianne Marek Krzysztof Szydłowski poinformował mieszkańców, że w związku ze śmiercią lekarza Włodzimierza Bołtruczuka szpital w Mońkach wyraził zainteresowanie odtworzeniem Gminnego Ośrodka Zdrowia w Trzciannem. "Na chwilę obecną trwają uzgodnienia organizacyjne. Do chwili utworzenia Gminnego Ośrodka Zdrowia w Trzciannem, opiekę medyczną mieszkańcom Gminy Trzcianne może zapewnić Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej w Mońkach" - przekazał wójt. Większość lekarzy rodzinnych to emeryci - To jest sytuacja, o której mówimy od lat. Lekarzy jest za mało, są przeciążeni - takie informacje zupełnie nie docierają do społeczeństwa, to na nikim nie robi wrażenia. Robi natomiast to, jak odchodzi lekarz i kilka tysięcy ludzi, często starszych i schorowanych, pozostaje bez możliwości leczenia się. - komentuje jeszcze Joanna Zabielska-Cieciuch. I dodaje: - To są sytuacje, z którymi spotykamy się i będziemy się spotykać co miesiąc w różnych regionach Polski. Na Podlasiu pracuje 800 lekarzy rodzinnych, z czego 60 proc. to emeryci, a pozostali niebawem osiągną wiek emerytalny. W woj. opolskim aż 70 proc. lekarzy to emeryci. - Zaczynamy odczuwać efekty tak zwanej dziury pokoleniowej. Ja studia skończyłam 30 lat temu. Na roczniku studiowało 280 osób. Kiedy moja córka zaczynała studia medyczne 20 lat później, na tej samej uczelni na roku było 140 osób. Kolejne ekipy rządzące, niezależnie od poglądów, oszczędzały na ochronie zdrowia. A najprostsza oszczędność w tym obszarze to mniejsza liczba studentów - ocenia lekarka. Zaznacza, że dopiero Konstanty Radziwiłł jako minister zdrowia zwiększył nabór na wydziały lekarskie. - Ale my efekty tej decyzji odczujemy dopiero za kilkanaście lat - podkreśla. POZ dwóch prędkości Federacja Porozumienie Zielonogórskie w komunikacie prasowym wskazuje, że od miesięcy apeluje o "pilnej potrzebie przeciwdziałania dramatycznej i stale pogarszającej się sytuacji pacjentów z obszarów wiejskich". "POZ dwóch prędkości, czyli lepszy dostęp do opieki medycznej w dużych miastach i znacznie gorszy na wsiach, przybiera na sile, prowadząc już nie do dwóch prędkości, ale do całkowitego zatrzymania świadczeń w ramach POZ dla pacjentów z małych miejscowości" - zaznacza Federacja. - Czym decydentom zawinili pacjenci z obszarów wiejskich? Trudno mi zrozumieć, że w obliczu tak dynamicznie i drastycznie pogarszającej się sytuacji chorych, decydenci nadal uderzają w lekarzy, zamiast w końcu zacząć z nami rozmawiać i wspólnie znaleźć wyjście z kryzysu, którego ofiarą padają przecież pacjenci - zastanawia się Jacek Krajewski, Prezes Federacji Porozumienie Zielonogórskie.