Lek a la lek
Zalewa nas fala podróbek. Po odzieży, kosmetykach, płytach i papierosach na rynku pojawia się coraz więcej niebezpiecznych imitacji leków.
Funkcjonariusze straży miejskiej, patrolujący warszawski Stadion Dziesięciolecia, co chwila natykają się na sprzedawcę podejrzanych ziół chińskich lub leków, których opakowania każdy zna z telewizyjnych reklam: paracetamolu, aspiryny, no-spy.
Różnice w cenach tych ostatnich, w porównaniu z apteką czy stacją benzynową, są minimalne, najczęściej kilkudziesięciogroszowe lub kilkuzłotowe. Jednak dla wielu to się opłaci. Klientów zachęcają też reklamy podejrzanych mikstur, obiecujące wyleczenie z najcięższych chorób, albo - co ważne o tej porze roku - piękną opaleniznę. Nie ma lata, by przynajmniej kilku amatorów szybkiego opalania nie trafiło z groźnymi oparzeniami do szpitali po zażyciu rosyjskich pigułek, rzekomo gwarantujących śniadą cerę. W rzeczywistości są to silnie działające leki z grupy psoralenów (stosowanych w kuracji łuszczycy), które uwrażliwiają ciało na promienie ultrafioletowe i po wystawieniu go na słońce wywołują przebarwienia skóry.
- Gdy leki sprzedawane bez recept trafiły do sieci pozaaptecznych, Polacy rzucili się na środki przeciwbólowe - wspomina szef Biura Informacji Toksykologicznej w Warszawie dr Piotr Burda, wojewódzki konsultant w dziedzinie toksykologii klinicznej. - Dziś sięgają na czarnym rynku po silne środki odchudzające i leki na potencję, które powinny być dostępne tylko na recepty. Mało kto czyta ulotki dołączone do opakowań, nikt nie przyznaje się lekarzom, że leczy się na własną rękę.
Tymczasem Światowa Organizacja Zdrowia i Unia Europejska biją na alarm: w krajach rozwijających się prawie jedna trzecia środków farmaceutycznych to podróbki. I właśnie stamtąd - gdzie ich cena jest niezwykle niska - eksportowane są do Ameryki Północnej oraz Europy. W opublikowanym niedawno raporcie Komisji Europejskiej można przeczytać, że w ubiegłym roku skonfiskowano pół miliona farmaceutyków (dwukrotnie więcej niż w 2004 r.) pochodzących z Indii (75 proc.), Egiptu (7 proc.), Chin (6 proc.), a także z Indonezji, Tajlandii i Argentyny. Skalę zjawiska bardzo trudno oszacować, jednak zdaniem kontrolującej amerykański rynek Food and Drug Administration (Agencji Żywności i Leków) aż 10 proc. globalnego rynku farmaceutyków stanowią podróbki. Ile z tego trafia do Polski?
Czytaj więcej w Polityce.
Polityka