- Ograniczam wyjazdy maksymalnie. Odmawiam więcej, jak przyjmuję zaproszeń, dlatego, że rzeczywiście czuję się zmęczony - powiedział były prezydent o swoich zagranicznych wyjazdach. Wałęsa przyznał, że znalazł sposób na łagodzenie trudów podróży. - Staram się łączyć przyjemne z pożytecznym tzn. wykonać główne zadanie, które wiąże się z wyjazdem, ale zawsze staram się też dzień, dwa odpocząć z boku. I może dlatego to jeszcze jakoś wytrzymuję - podkreślił. Były przywódca Solidarności zaznaczył, że niebagatelne znaczenie mają też komfortowe warunki, w jakich podróżuje. - Na długich trasach, jak wchodzę do samolotu, ubieram się w piżamę. Jest fotel, który rozkłada się jak łóżko, przychodzi ktoś z obsługi kładzie prześcieradło, ścieli to, daje piżamę i prawie wszyscy, bo obowiązku nie ma, w tej klasie się przebierają - opowiada Wałęsa. Nie zawsze jednak od razu wpada w objęcia Morfeusza. - Trochę też pooglądam filmów. Lubię filmy przyrodnicze, o archeologii. W niektórych samolotach jest internet, więc korzystam też z komputera - dodał. Najdłuższy wyjazd Wałęsy w tym roku, 17-dniowy, to kwietniowa podróż do USA przy okazji szczytu laureatów Pokojowej Nagrody Nobla. Tylko o dzień krótszy był prywatny pobyt w końcu stycznia i pierwszej połowie lutego na Florydzie i Chicago. Przez 12 dni Wałęsa przebywał w listopadzie na Filipinach na zaproszenie prezydenta tego kraju Benigno Aquino III. Na uczelni w stolicy Manili wręczono mu tytuł honorowego profesora. Podróż do Azji trwała ponad 20 godzin i wiązała się z dwoma przesiadkami na lotniskach. "Mam zawsze full" W mijającym roku b. prezydent był też czterokrotnie we Włoszech (Rzym, Como, Rovereto, Barletta), trzykrotnie w Niemczech (Berlin, Bochum, Dillingen), a także w stolicach Austrii i Ukrainy - Wiedniu i Kijowie. Na mapie podróży nie zabrakło także Afryki - w listopadzie Wałęsa spędził trzy dni w marokańskim Tangerze. Ogółem, Wałęsa w kończącym się 2012 r. spędził poza granicami kraju 69 dni. - Naprawdę spotkania ze mną cieszą się w dalszym ciągu wielkim zainteresowaniem. Może tylko na jednym z takich spotkań na sali widać było, że nie ma kompletu, a tak mam zawsze full - podkreślił Wałęsa. Były prezydent zdradził, że jego ulubionym miejscem relaksu i wypoczynku jest Miami na Florydzie, gdzie jeździ co roku już od kilkunastu lat. Przebywa tam w elitarnym i luksusowym hotelu. - Gościł w nim m.in. Winston Churchill (premier Wielkiej Brytanii w latach 1940-45 i 1951-55). Na co dzień jest tam wielu milionerów i innych ważnych osób. Atmosfera jest spokojna, nikt nie przeszkadza, nie jest specjalnie nachalny. 20 metrów do oceanu, cudowne miejsce. Biorę tam kijki nordic walking, tak ze cztery godziny z nimi spaceruję, dwie godziny w basenie, a reszta komputer i spanie - opisuje Wałęsa. Przyznał, że żadna z podróży, nawet tych starszych, nie utkwiła mu szczególnie w pamięci. - Generalnie, wszystko jest podobne. Wszędzie ode mnie wymagają, żebym się określił: powiedział coś o przeszłości i przyszłości. Może gdybym jeździł bardziej na luzie, to lepiej bym zapamiętał. W gruncie rzeczy jestem dowożony i odwożony - wyznał polski laureat Pokojowej Nagrody Nobla. "Nigdy mnie żona nie pakowała" Były prezydent nie robił nigdy statystyki państw, do których wyjeżdżał. - Jest bardziej pytanie, gdzie nie byłem. Nie jestem w stanie policzyć krajów, które odwiedziłem. I to jest największy problem, bo czasami ktoś mnie pyta: A czy pan tu był?. A ja na to: P kurcze - byłem, nie byłem, nie wiem - dodał. Wałęsa podkreślił, że zawsze osobiście pakuje walizki. - Nigdy mnie żona nie pakowała i nie pakuje. Tu jestem absolutnie niezależny - zapewnił. - Patrzę na program pobytu i wtedy pakuję się, bo jak widzę, że np. będzie gdzieś bal to trzeba wziąć smoking, czy frak. Ważny jest też oczywiście klimat w danym miejscu. Ale generalnie biorę jak najmniej, bo na początku to człowiek ładuje do walizki ile wlezie, a potem się okazuje, że większość rzeczy jest niepotrzebna - mówi Wałęsa. Jeśli wyjazd zagraniczny ma charakter prywatny, Wałęsa opłaca jego koszty z własnej kieszeni; w przypadku gdy podróż odbywa się na zaproszenie wszystkie wydatki pokrywają organizatorzy. Najczęściej b. prezydentowi towarzyszy prezes Instytutu Lecha Wałęsy Piotr Gulczyński, dodatkowo często w wyjazdach bierze udział tłumacz i obowiązkowo, co najmniej jeden z funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu. Wiele wykonanych podczas podróży zdjęć Wałęsa zamieszcza na swoim blipie. Były prezydent fotografuje np. widoki z hotelowego pokoju. Mnóstwo jest też zdjęć Wałęsy z bardziej lub mniej znanymi osobistościami, przypadkowymi osobami, stewardessami, obsługą hotelu i restauracji. - Pokazuję w ten sposób wszystkim, że pracuję. Nie opisuję jednak specjalnie tych zdjęć - można się zastanawiać, gdzie to było, z kim to było, trochę utrudniam życie oglądającym. Bywa, że niektórzy chcą przyjechać do mnie z zaskoczenia. A tak spojrzą na stronę i widzą: o Wałęsy nie ma w domu - żartuje były prezydent.